wtorek, 2 listopada 2021

Wywiad z: Daniel Muniowski

Serdecznie zapraszamy do lektury wywiadu z Danielem Muniowskim. Debiutującym autorem(Gra o marzenia), który opowie nam jak to jest debiutować oraz o tym dlaczego książka porusza tematykę feminizmu i hejtu.


Dzień dobry, skąd wziął się pomysł na napisanie książki?

Najuczciwiej będzie odpowiedzieć: z żartu i zabawy. Ponad rok temu wpadliśmy z żoną, Natalią, na pomysł napisania razem romansu. Oczywiście, zostałem w tę zabawy wrobiony przez  Natalię, która chyba celowo chciała pobudzić mnie do myślenia, a kiedy już pomysły zaczynały
kipieć, szybciutko wycofała się rakiem i z bezwstydnym uśmiechem oznajmić: „Teraz pisz!”. Posłuchałem jej, ale mój słomiany zapał szybko się wypalił, a koncept zaległ w szufladzie na rok. Potrzebowałem większej motywacji, a poza tym nadal byłem trochę obrażony, że nie napiszemy tej książki razem.

Czy ciężko jest debiutować na polskim rynku?

Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ moja droga wydawnicza była zupełnie inna od drogi większości debiutantów. Wydawnictwo sami wyszło z inicjatywą, zaproponowało mi, żebym napisał książkę, dało do wyboru gatunki: romans albo kryminał. Do pisania kryminałów nie nadaję się, a romansów prawie wcale nie czytam, niemniej wydało mi się bardzo ciekawe napisanie właśnie historii miłosnej, schematycznej, aczkolwiek zrywającej z wieloma schematami. No i bardzo żartobliwej, bo na poważnie nie potrafiłbym pisać o miłości. Tak czy
inaczej, kiedy zgodziłem się napisać tekst, sam zaproponowałem, że ukończę go w miesiąc, co wynika już z mojego lenistwa. Wiedziałem, że miesiąc na tę historię mi wystarczy, natomiast mając więcej czasu,
przebimbałbym go do granic możliwości, a potem sarkałbym na siebie z tego powodu. Dając sobie krótki termin, wiedziałem, że muszę wziąć się ostro do roboty. Pokonałem mojego wewnętrznego lenia. A zaledwie cztery miesiące później moja książka ukazała się drukiem. Jak w takiej sytuacji mógłbym mówić o ciężkim debiucie? Dla mnie był on wręcz trochę za
prosty, ale nie mógłbym przepuścić takiej okazji, skoro sama puka do moich drzwi, albo raczej – do skrzynki mailowej.

Jak to jest po drugiej stronie? Zamiast recenzentem być autorem? Czy czytanie pierwszych recenzji było stresujące?

Zupełnie normalnie do czasu podpisywania pierwszych egzemplarzy i spotkań autorskich. Choć sam bardzo lubię zbierać autografy ulubionych autorów i autorek, mnie samemu ciężko przemóc się do bazgrania po książkach.  Na pewno wydanie książki było ciekawym doświadczeniem z
perspektywy prowadzącego kanał o książkach i lubiącego dociekać różnych
spraw i zagadnień. Dla mnie to solidna dawka wiedzy ze źródła. A czytanie pierwszych recenzji? Podszedłem do tego na luzie, podobnie jak do pisania. Nie jestem typem człowieka, który załamie się z powodu negatywnej oceny, a z powodu pozytywnej skacze do nieba. Ja swoje zrobiłem, teraz inni mają pełne prawo ocenić to ze swojej perspektywy.

Skąd pomysł na poruszenie w książce takich tematów jak feminizm czy hejt?

Obserwując współczesny świat i to co dzieje się w naszym kraju, trudno nie zauważyć, że miłościwie nam panujący za nic mają zdanie kobiet, marginalizując ich rolę do funkcji rozrodczej. Trudno mi wyrazić, jak bardzo ta sytuacja sprawia, że krew się we mnie gotuje. Męczą mnie idiotyczne żarty powtarzane przez szowinistów, podobnie jak utarte i
przestarzałe schematy. Jestem #teamkobiety i zamierzałem mocno to
podkreślić w „Grze o marzenia”. Co się tyczy hejtu – to też bardzo oczywisty dla mnie wątek, bo nawet nagrywając filmy o książkach, nie sposób nie zetknąć się z hejtem. A dotyka mnie może promil nienawiści kierowanej do innych. Niestety, anonimowość w internecie ma swoje dobre
i złe strony, a najgorszą jest fakt, że można kogoś bezkarnie obrażać, rujnować słowami życie. Nie każdy jest na tyle twardy, żeby sobie z tym radzić. Sam jestem po trzydziestce, mam ugruntowaną psychikę, ale co ma powiedzieć młodzież, dla której ocena rówieśnika czy anonima z sieci ma wielkie znaczenie? Czasami mam wrażenie, że dla niektórych wejście do
sieci jest równoznaczne z wyłączeniem człowieczeństwa. Mózg przestaje
pracować i rodzi się hejter.

Czy utożsamia się Pan z którymś ze swoich bohaterów?

Myślę, że cząstka mnie znajduje się w wielu postaciach, ale nie ma choćby jednej, w którą wlałbym więcej z siebie. Starałem się tego unikać i salwowałem się ucieczką (a dokładnie klawiszem: „delete”) za każdym
razem, kiedy postać myślała bądź mówiła za bardzo jak ja. Nie chciałem być oceniany przez pryzmat bohaterów.

Czy ma Pan plan na kolejną książkę, a może leży już gotowa w szufladzie i czeka na sowia kolej? Jeśli tak to czy może Pan zdradzić nam trochę szczegółów?

Mam sporo planów, ale jestem realistą. Poruszam się na obrzeżach rynku
książki od kilku dobrych lat i wiem, że plany nie mają większego sensu, dopóki nie pojawi się zielone światło ze strony wydawcy. A pojawienie się takowego determinuje sprzedaż „Gry o marzenia”. Pewnie, krążą mi po głowie idee, niektóre nawet sobie zapisałem, ale są to bardzo luźne pomysły, a ja nie jestem mocno związany z żadnym z nich. Skupiam się na
codzienności, rodzinie i Strefie Czytacza, bo to w Strefie widzę swoją przyszłość i pracę, a nie w pisaniu książek. Ale i na taki wariant
jestem przygotowany, choć tym razem pewnie dałbym sobie trochę więcej
czasu na napisanie niż miesiąc.

Czy jest Pan w 100% zadowolony ze swojej debiutanckiej książki czy
może by coś Pan z perspektywy czasu w niej zmienił?

Chyba nikt nie jest zadowolony w 100% ze swojej pracy, tym bardziej jeśli jej wynikiem jest książka. Jest wiele rzeczy, które potencjalnie mógłbym zmienić, mam świadomość paru pomyłek i potknięć, ale też nie łamię sobie nad tym wszystkim głowy. Książka poszła w świat, ja już nie
mam na nią wpływu, a skoro nie mogę nic zmienić, nie widzę sensu w zaśmiecaniu sobie umysłu. To wynika z pewnej filozofii życiowej – skoro wiem, że czegoś nie zmienię, nie będę drążyć. Trzeba iść dalej.

Jak rodzina i znajomi zareagowali na fakt, że zamierza Pan napisać książkę?

Niektórzy byli w szoku, inni stwierdzili: „No w końcu!”. Spotkałem się z bardzo życzliwym przyjęciem, największe wsparcie miałem, rzecz jasna, ze strony Natalii, która nieustannie mnie dopinguje i wspiera. To ona jest moim głównym motorem napędzającym do spełniania marzeń.

Kto jest Pana pierwszym beta readerem?

Zaskoczenia nie będzie: moja Natalia :)

Na koniec co myśli Pan na temat projektu ustawy o ujednoliceniu cen
książek?

W ramach Strefy Czytacza często poruszałem ten temat, zainicjowałem
nawet akcję w ramach której czytelnicy sprzeciwiający się wprowadzeniu
jednolitej ceny mogli podpisać się pod petycją, angażowałem się w sprzeciw medialnie i nawet rozmawiałem na temat z prezeską Polskiej Izby Książki, która optuje za wprowadzeniem tego rozwiązania.
Mówiąc krótko:
jestem głośnym i aktywnym przeciwnikiem tej ustawy, podobnie jak innych form ingerowania w wolny rynek.






Rozmawiała: Julita Sobolewska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz