Akcja tej książki rzeczywiście rozgrywa się
na terenie więzienia. I to nie byle jakiego, bo jednego z zakładów
karnych na terenie stanu Luizjana, czyli jednym z tych należących do, że
tak to ujmę, głębokiego południa. Co ciekawe, ten zakład karny nie jest
placówką państwową, a zarządzony jest przez prywatną firmę. Natomiast
jej głównym bohaterem nie jest więzień, a dziennikarz śledczy, który
postanawia zatrudnić się we wspomnianej placówce.
Już w trakcie
szkolenia można odnieść wrażenie, że w tym zakładzie karnym coś jest nie
tak. Wystarczy wspomnieć o tym, że wykładowcy niezbyt dobrze
przykładają się do przygotowania kursantów do wykonywanych zadań.
Najbardziej starają się wyczulić swoich podopiecznych na to, by uważali
na osadzonych. Ci przez cały czas mają sprawdzać, na ile wobec nich są w
stanie sobie pozwolić, próbując wywierać na nich coraz większy wpływ.
Już
w trakcie szkolenia przyszli strażnicy wykonują swoje obowiązki pod
nadzorem bardziej doświadczonych kolegów. Shane Bauer doświadcza
chociażby wspominanego sprawdzania przez więźniów, kiedy ci okazują mu
brak szacunku podczas zajmowania miejsc przy stołach w trakcie posiłku.
Nie inaczej dzieje się podczas początku pełnoprawnej pracy, kiedy jeden
ze skazańców w izolatce staje przed nim nago, masturbując się na jego
oczach. Dla głównego bohatera zaczyna się trudna koegzystencja zarówno z
kolegami z pracy, jak również ze skazańcami, z którymi, w celu
utrzymania porządku, na swój sposób trzeba współpracować.
Obserwując
to, co dzieje się na terenie zakładu karnego, reporter dostrzega wiele
patologii funkcjonowania tego miejsca. Jako że jest to więzienie
należące do prywatnego właściciela, jak każde przedsiębiorstwo,
nastawione jest na zysk. A maksymalizacja zysków oznacza także cięcie
kosztów. Między innymi dlatego na terenie placówki jest za mało
strażników, którzy zarabiają za mało, by odnotowywać wszystkie
przewinienia więźniów, za mało wychowawców czy pracowników ochrony
zdrowia.
Głównego bohatera tej pozycji, którym jest jej autor,
zdecydowanie da się polubić. Przede wszystkim dlatego, że Shane Bauer w
swojej pracy nie kreuje się na bohatera idealnego pozbawionego wad. Na
kartach tej książki da się poczuć jego strach związany z wnoszeniem na
teren więzienia sprzętu do nagrywania czy zdezorientowanie związane z
tym, jak w danej sytuacji powinien się zachować. To najbardziej jest
widoczne, kiedy zaraz po rozpoczęciu pracy strażnika znajduje schowany
przez jednego z osadzonych telefon komórkowy. Wtedy staje przed
dylematem, jak w danej sytuacji powinien się zachować. Czy zostawić tę
komórkę w spokoju i zyskać szacunek wśród więźniów czy jednak ją wziąć i
tym samym podnieść swoje notowania wśród osadzonych.
Jako że akcja
tej książki rozgrywa się w zakładzie karnym, nie mogło tu zabraknąć
wspomnienia o słynnym eksperymencie więziennym przeprowadzonym przez
profesora Philipa Zimbardo. Sam bohater wielokrotnie, analizując swoje
zachowanie, nawiązuje do wspomnianego eksperymentu. Widzi, że nie tylko
zaczyna robić rzeczy, o które wcześniej się nie podejrzewał, jak również
zauważa, że te czynności stają się dla niego codziennością, a wręcz
sprawiają mu pewną przyjemność. Można zatem w jego zachowaniu znaleźć
analogię do tego prezentowanego przez strażników podczas eksperymentu
więziennego, którzy stali się na tyle sadystyczni, że eksperyment trzeba
było przerwać.
Choć „Amerykańskie więzienie” na samym początku może
budzić mieszane uczucia, z czasem od tej książki nie można się oderwać.
Im bardziej wchodzi się w książkę, tym coraz bardziej zaskakujące są
dziejące się w niej wydarzenia. Główny bohater musi stawiać czoła coraz
trudniejszym wyzwaniom, coraz głębiej wchodząc w tajniki współistnienia
zarówno z więźniami, jak i innymi pracownikami będącymi przecież jego
źródłami informacji. Poza tym swoje robi też żywy i typowo reporterski
styl autora, który z ogromną pasją potrafi opowiadać nie tylko o swoich
przygodach.
Historia Shane’a Bauera nie jest jedyną opowiedzianą w
tej książce. Równolegle autor dzieli się z czytelnikami tym, jak
wyglądała historia więziennictwa. Teoretycznie rozdziały temu poświęcone
z powodzeniem można powinąć, ponieważ nie wnoszą totalnie nic do
fabuły. Bez nich opowieść ta mogłaby być o mniej połowę krótsza.
Jednakże obok tych fragmentów nie da się przejść obojętnie.
W tym
momencie warto ponownie wrócić do miejsca, w którym rozgrywa się akcja
reportażu Shane’a Bauera, czyli zakładu karnego usytuowanego w stanie
Luizjana. Luizjana jest jednym z tych stanów należących do, że tak to
ujmę, głębokiego południa, jak można określić tę grupę stanów, które w
roku 1861 wypowiedziały posłuszeństwo Waszyngtonowi i postanowiły
założyć własne państwo – Stany Skonfederowane. Gospodarka tej części
państwa amerykańskiego opierała się na pracy murzyńskich niewolników
przy uprawie bawełny. Problem ten miało zakończyć zwycięstwo Północy w
wojnie secesyjnej oraz wprowadzenie 13. poprawki do konstytucji. Nie
zmieniło to jednak faktu, że południe pozostawało głównie rolnicze i
pilnie potrzebowało taniej siły roboczej, najlepiej darmowej.
Kiedy
się o tym czyta, człowiekowi aż szczęka opada, jak bardzo bezwzględni są
ludzie goniący za pieniądzem. Zwłaszcza ci przepełnieni rasową
nienawiścią. Czasem po prostu nie chciało mi się wierzyć w słowa Shane’a
Bauera, dotyczące tego, jak poradzono sobie z problemem taniej pracy.
Otóż, skoro zabrakło niewolników, ktoś wpadł na pomysł, że do pracy na
plantacjach bawełny czy powstających fabrykach zapędzić skazańców. Co
chyba nie jest tajemnicą, dotyczyło to zwłaszcza osób rasy czarnej,
której odsetek wśród więźniów drastycznie wzrósł. Zapoznając się z
rozdziałami dotyczącymi historii więziennictwa na południu Stanów
Zjednoczonych, od razu przypominają się najgorsze sytuacje opisywane
przez polskich zesłańców zebranych przez Sebastiana Warlikowskiego w
książce „Kołyma”. Szczerze mówiąc, ja, czytając te fragmenty, nie
widziałem żadnej różnicy pomiędzy zachowaniem Amerykanów a tym, co
robili Niemcy w Auschwitz czy Sowieci na Kołymie. A jest to tym bardziej
przerażające, że Stany Zjednoczone powszechnie uważa się za najbardziej
cywilizowane państwo na świecie.
Jeśli chodzi o opis historii
więziennictwa w Ameryce, żałuję w sumie tylko jednej rzeczy. W ostatniej
fazie książki autor przedstawia, jak wyglądało wynajmowanie więźniów do
pracy w stanie Arkansas, aczkolwiek jego opowieść kończy się około roku
1975, kiedy stanem zarządzał David Pryor. Oznacza to, że opowieść
Shane’a Bauera kończy się, zanim funkcję gubernatora Arkansas objął Bill
Clinton, który później wybrany został na 42. prezydenta Stanów
Zjednoczonych.
Na koniec warto wrócić do pytania zadanego na
początku. Czy „Amerykańskie więzienie” Shane’a Bauera spełniło moje
oczekiwanie odnośnie książki dziejącej się w więzieniu? Odpowiedź brzmi:
i tak, i nie. Nie dlatego, że opowieść o układach panujących w
więzieniu widziana z perspektywy więźnia pojawia się zaledwie w jednym
akapicie, w którym autor opisuje doświadczenia Osiedlaka. A tak dlatego,
że jest to pasjonująca historia pełna emocji, niejednoznacznych
sytuacji i dylematów, mająca wyrazistego bohatera, z którym chce się
sympatyzować. Jest warta polecenia nie tylko pasjonatom historii czy
czytelnikom reportaży, ale po prostu wielbicielom dobrych książek.
Lukas Koszewski
Książka otrzymana w ramach współpracy z wydawnictwem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz