Do rozgrzanego kociołka nalej wody zaczerpniętej ze strumienia prawdy:
następnie dodaj 3 uncje pradawnych wierzeń,
szczyptę legend,
chochlę strachu,
garść oddechu śmierci,
kwartę niesprawiedliwości,
warzochę szczęścia.
Wszystko gotuj do trzeciej kwadry księżyca, tak aby zawsze cztery szczapy drewna się paliły.
Najsam koniec gotowy wywar wlej w usta redaktorów i pracowników wydawnictw, aby skórze i dobrze ocenili twój manuskrypt wysłany do wydawnictw.
Barr-Find Czarna Ręka
“Mag bitewny” to pierwsze dziecko Petera A. Flannery’ego, które to jest często na grupach dotyczących
książek fantasy szeroko i całkiem pozytywnie omawiane.
Autor powraca do nas po przerwie z kolejną historią, która znacząco różni się od wyżej wspomnianej.
W miejsce klasycznego “smoczego teatru”, powodującego uśmiechy na twarzach fantastycznych nerdów, dostajemy opowieść o magii,
która z jednej strony jest źródłem ogromnej siły i potęgi, a z drugiej - przyczyną smutku i refleksji.
W tym przypadku nasi, bo mamy dwóch głównych bohaterów, postanawiając naprawić swoje przewinienia.
Czy to jest w ogóle możliwe, czy skrzywdzeni ludzie potrafią i chcą wybaczać?
Mag, czyli potężny czarodziej, który już nie uprawia magii i łowca demonów, który od demonów stroni, to dość ciekawa para.
Mamy konflikt, więc najważniejsze założenie dobrej historii jest spełnione. Co dalej?
Dalej ów tytułowy Decimus Fate i tajemniczy Opiekun łowca demonów, który łowcą już nie jest,
muszą ustalić co stoi za zagrażającą wszystkim zarazą w klasztorze Tan Jit Su.
Nie robią tego jako kolejny quest w ich przygodzie, ale po to aby przeżyć.
I tutaj zaczyna się robić ciekawie, bo czekamy na moment, kiedy oni użyją swoich mocy i umiejętności, ale ale…
Każdy z nich ma jednak powód, aby tego nie robić. Decimus odpokutowuje swoje dawne grzechy,
a Opiekun, niczym szybkim ruchem miecza odcina się od tego, co potrafi najlepiej
- tutaj mamy piękny obraz klasycznie zranionego faceta,
który ma wyrzuty sumienia i gdzieś tam z boku wylewa mu się żałoba.
Obaj pragną, aby ich nowe uczynki zmazały te stare - postanowili przejść na ścieżkę światła.
Jednak przeszłości nie da się ot tak wymazać i zwyczajnie muszą
( ku uciesze czytelników ) sięgnąć po swoje umiejętności i stanąć do walki.
Pierwszym problemem jest zaraza, która opanowała leżący niedaleko klasztor Tan Jit Su.
Mnisi chorują i marnieją, a wszystko za sprawą…
No właśnie. Tego musimy się dowiedzieć.
Widzimy tylko, że coś lub ktoś wysysa z nich życiowe siły, a gra toczy się o większą stawkę,
ponieważ istnieje ryzyko, że zaraza przedostanie się także do miasta...
Sprawa oczywiście jest szyta grubymi nićmi, biorąc pod uwagę kontakty mnichów z pewnym alchemikiem...
Gdy nałożymy na to fakt, że oprócz jednego wielkiego zagrożenia, naszych bohaterów
zaczynają też ścigać upiory z przeszłości to wiemy,
że historia będzie przednia, a z rozdziału na rozdział będzie trudniej.
Magia mówiąc wprost wylewa się z kolejnych stron i jest to całkiem przyjemny aspekt tej powieści.
"Decimus Fate i Talizman Marzeń" to w zasadzie niemal klasyczne fantasy z nurtu magii i miecza,
w którym na pierwszy plan wysuwa się właśnie pradawna, częściowo nieujarzmiona i wszechobecna SIŁA.
Flannery rysuje świat bardzo poprawnie i bardzo stara się połączyć magię z naszymi bohaterami,
ale nie dlatego, że mogą jej używać, a dlatego, że używali jej kiedyś w zły sposób i to im ciąży.
Momentami ta powieść była dla mnie swego rodzaju grą planszową,
bo jakiego ruchu by nie wykonali nasi bohaterowie, to zaraz pojawią się problemy.
Minus, który akurat dla mnie jest sporym plusem to prostota tego dzieła
- nie dostajemy tutaj siedmiokilogramowej księgi prawd objawionych z liczbą 900 stron,
tylko przyjemną książkę, którą można skończyć w weekend.
7/10
Maciej Kucab
Książka otrzymana w ramach współpracy z wydawnictwem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz