wtorek, 9 sierpnia 2022

Recenzja: Lucy Maud Montgomery "Ania z Zielonego Wzgórza"

Choć pierwszy tom serii nie jest książką otrzymaną od wydawnictwa, to z okazji tego, że Świat Książki przesłał mi tomy od 3 wzwyż, postanowiłam zrobić reread całej serii i zreceznować je. Całe szczęście, bo za Anią tęskniłam od dawna!

Któż nie zna Ani? Lektura obowiązkowa w szkole, owszem, jednak to jedna z tych bardzo niewielu lektur, do których uczniowie wracają lub mówią o niej miło. "Ania z Zielonego Wzgórza" jest książką bardziej "dziewczyńską", jak to mawia mój syn, jednak pamiętam z lat szkolnych, że i chłopakom całkiem dobrze się ją czytało. Wydaje mi się, że głownym tego powodem jest barwna postać Ani, nietuzinkowej dziewczynki, której perypetie z zapartym tchem śledzą pokolenia dzieci i młodzieży ( i dorosłych!) od blisko stu lat! 

Pamiętam, że przeczytałam "Anię" po raz pierwszy jeszcze zanim musiałam to zrobić do szkoły, dlatego że moja ukochana ciocia miała na swoim regale całą serię. Pamiętam też, że bardzo mocno utożsamiałam się z tą rudowłosą dziewczynką. Wychowywałam się w latach 90., dlatego też ze swoją bujną wyobraźnią i pragnieniem zostania pisarką musiałam się kryć przez równieśnikami, aby nie zostać wyśmianą. W mojej głowie wciąż powstawały nowe opowieści, które przelewałam do zeszytów, a następnie - paliłam w piecu. Ponadto tak jak Ania marzyłam, aby być piękną. Może to próżne marzenie, ale jako pulchne dziecko spotykające się z szykanami, których wpływ odczuwam do dziś marzyłam, że pewnego dnia obudzę się ładniejsza. 

"Ania z Zielonego Wzgórza" jest książką, która nie potrzebuje recenzji, albowiem zna ją każdy. Ja nie będę więc obiektywnym recenzentem, bo lektura tej powieści ma dla mnie duży wydźwięk emocjonalny. Książka jest przepięknie wydana, co zdecydowanie umila czytanie i tak już miłej lektury. W porównaniu do "Historynki" czy "Emilki", "Ania z Zielonego Wzgórza" jest nieco mniej infantylna, jest opowieścią o dorastaniu i o problemach, o wrażliwości i o tym, że trzeba być dobrym. Język Montgomery jak zawsze kwiecisty znajduje w osobie Ani dodatkowe ujście, książka jest więc skarbnicą wspaniałego, soczystego słownictwa. Takie powieści w dzisiejszych czasach są rzadkością, uważam to więc za dodatkowy atut "Ani". Co ciekawe, motyw rodzącego się uczucia między Anią i Gilbertem, można by na siłę podciągnąć pod "enemies to lovers", choć dawniej tak właśnie okazywało się zainteresowanie dziewczynie. Gdy mówiłam babci, że jakiś chłopak w szkole we mnie rzuca papierkami, ona mówiła, że "pewno mu się podobam". Podobnie jest z Anią i Gilbertem. 

Biorę się zatem za kolejny tom i wkrótce jego recenzja także pojawi się na blogu! 

Monika Banszyńska

Książka otrzymana w ramach współpracy z wydawnictwem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz