piątek, 6 maja 2022

Recenzja: Szymun Wroczek "Piter. Wojna"

Tym razem podejście numer trzy do uniwersum Metro 2033 poskutkowało zderzeniem się z kolejną pozycją, która znowu jest częścią trylogii. W moje ręce powinny wpaść odpowiednio trzy pozycje autorstwa Szymuna Wroczka: 

Piter, Piter Wojna i Piter Bitwa Bliźniaków. Stety, niestety, wpadły dwie ostatnie, więc rozprawiam się najpierw z częścią środkową. 

Zanim zejdziemy w ciemne korytarze metra, wyjaśnię o co chodzi z tym METRO 2033-35. Świat autorów jak i czytelników uznał, że Dmitry Glukhovsky stworzył tak dobry kawał literackiej pracy, że postanowił niejako pod licencją nazwy Metro 2033 kontynuować pisanie w tym klimacie. Czyli świat po nuklearnej wojnie, w bunkrach, ciągłym zagrożeniu i bezradności. 

Dla mnie ten świat nie był pierwszym, bo oczarowany magicznym przyrządem zwanym przez pradawnych jako VHS widziałem ja udręczony świat na popiołach milionów ludzkich żyć- świat Terminatora ze swoim wybawcą Johnem Connorem. I tak jak Terminator miał swoje dwie bezbłędne części, a następnie mniej lub bardziej udane kontynuacje, tak oryginalne Metro ma swoich części trzy, czyli Metro 2033, Metro 2034 i Metro 2035 oraz oczywiście swoje mniej lub bardziej udane, nazwijmy to - twory licencyjne.

    Zabierzmy się w takim razie do tytułu drugiego z cyklu wspomnianego Szymuna Wroczka, a mianowicie “Piter. Wojna”, ale pozwólcie, że naświetlę co działo się w części pierwszej, żebyśmy mogli wejść płynnie w jej kontynuację. 

Akcja rozgrywa się w mieście zwanym Petersburg, czyli Piter. Główny bohater Iwan, próbuje odzyskać skradziony z zamieszkanej przez niego stacji agregat. Nie ma dobrej powieści bez konfliktu, więc powoduje to krwawą potyczkę pomiędzy stacjami. Fabularnie idziemy tutaj dość sztampowo- Iwan idzie i idzie i idzie, więc zwiedza metro, przechodzi przez szereg stacji, spotyka różne grupy ludzi mieszkające w podziemiach. Późnie,j co jak zawsze “zaskakujące”, mamy drużynę pierścienia, wyprawę, walkę z bestiami i glorię chwały oraz zwycięstwo. Jak lubisz strzelanie, ciemność i trochę strachu to trafiłeś, ale żeby się rozpływać to nie bardzo, bo dialogi są momentami obłędnie okrutne, a i zakończenie nie jest jak u Tolkiena.

 „Piter. Wojna” to kontynuacja wydarzeń i chyba ktoś odrobił pracę domową, bo mamy zmiany. Przede wszystkim gdzieś się ulatnia główny bohater, a w jego miejsce wchodzą dotychczasowe osoby z drugiego planu- o dzięki ci autorze lub redaktorze! Przedstawione charaktery są dobrze wykreowane. Sama fabuła też się rozwija niczym flora w świecie bez ludzi- powoli plecie sobie różne wątki, które czasami nakładają się niczym korzenie wielkich drzew, wbijając swoje pazury w ziemię. 

Wojna stała się tłem dla zmagań bohaterów. Gdzieś już w literaturze się z tym spotkałem i całkiem pozytywnie oceniam taki zabieg- wiemy, że jest to jakieś kolejne zagrożenie dla bohaterów, ale nie jest ono tym najważniejszym. W ciemnościach podążałem za bohaterami przez tunele metra by za chwilę wpaść w sam środek strzelaniny i prowadzić negocjacje z przedstawicielami różnych pozostałych przy życiu grup. Z kolei na powierzchni, trzeba było przemykać od budynku do budynku unikając wrogich stworzeń. 

Pierwszy plan w tej części skradł Uber. Dziwny skin jest tym, co nadaje tutaj ton. Twardość charakteru i sposobu wysławiania się, obłęd i odwaga to całkiem dobre składniki na bohatera z krwi i kości, który jest motorem napędowym powieści. Mnie kupił od razu. Niby mamy Artema i Achmeta z pierwszej części, ale oni dla mnie się nie liczyli. 

Ta część kończy się inaczej niż pierwsza i naprawdę to doceniam- nie giną tutaj praktycznie wszyscy bohaterowie, co oznacza, że jest nadzieja na kawałek dobrej historii w części ostatniej, czyli “Piter. Wojna Bliźniaków”.

Maciej Kucab


Książka otrzymana w ramach współpracy z wydawnictwem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz