piątek, 6 maja 2022

Recenzja: Jarosław Molenda "Sadystka z Auschwitz"

W zalewie wszechobecnej literatury "obozowej", w której często napotykamy na historie zmyślone lub na siłę łagodzone, trudno znaleźć coś, co będzie stanowić źródło rzetelnej informacji. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Filia zatopiłam się w lekturze "Sadystki z Auschwitz" Jarosława Molendy będąc w Budapeszcie, a więc w mieście, w którym także doszło do pogromu Żydów. Mogłam więc doskonale wczuć się w ten okrutny, obozowy świat. 

Maria Mandl, bo to o niej głównie traktuje reportaż Molendy, była prostą kobietą wiejską, marzącą jednak o lepszym życiu. Dzięki pomocy wujka dostała pracę aufzejerki w Lichtenbergu, a potem w Ravensbruck. Dzięki swojej pracy została dostrzeżona, przeniesiono ją do Auschwitz, gdzie kierowała obozem żeńskim. Otrzymała nawet medal za zasługi. Jednak jej praca i medal wcale nie są czyste. Są zbrukane krwią kilkudziesięciu tysięcy ofiar. 

Uchodziła za kobietę urodziwą, o ładnej twarzy i figurze. Mówiono na nią "Bestia". Jeśli ktoś z was czytał "Dymy nad Birkenau" Seweryny Szmaglewskiej, z pewnością kojarzy postać Marii oraz słynnych już akcji odwszania obozu. Odwszania w zimie, podczas mrozów, gdy stojące nago, wygłodzone i zmordowane ciężką pracą kobiety, umierały oczekując na swoją cienką koszulinę. Maria regularnie wysyłała do krematoriów tysiące kobiet bez mrugnięcia okiem. Potrafiła odbierać matkom noworodki i dzieci, rzucając je jak worki na samochód, który miał je zawieźć do krematorium. Na oczach matek. Szczuła swojego owczarka, by atakował kobiety, sama je biła bądź torturowała i uśmiercała w więzieniach obozowych. Wybierała kobiety, które zostaną przekazane Mengelemu do eksperymentów. Okrutna, bezwzględna kobieta bez duszy stanęła jednak w końcu przed sądem, choć dla wielu, w tym i dla mnie, kara śmierci dla niej to za mało. 

Książka składa się głównie z zeznań byłych więźniarek, które na początku są niezywkle przejmujące. Potem jednak część zaczyna się powtarzać, przez co książka trochę męczy, tym bardziej biorąc pod uwagę tematykę. Bardzo ciekawa jest relacja z procesu Marii. Ze spokojem wyjęłabym ze środka tej książki z 50 stron i nikt nie zauważyłby różnicy. Rozumiem jak najbardziej intencje autora - chciał jak najdosadniej i jak najdokładniej przedstawić okrucieństwo Marii. Jednak niektóre relacje się powtarzały, opowieść często nie była zbyt chronologicznie ułożona, więc sprawiało to wrażenie, jakby czytało się to samo. Niemniej jednak uważam, że jest to książka obowiązkowa dla wszystkich, którzy chcą znać prawdziwe życie obozowe, okrucieństwo tego systemu i jego wręcz apokaliptyczną dla wielu skalę. To książka trudna, która osiada w duszy, a jednocześnie uczy - że nawet kobieta, którą zawsze utożsamiamy z macierzyństwem i miłością, może być okrutna i bezwzględna. A Marię zdecydowanie można wliczyć do grona najokrutniejszych ludzi na świecie. 

Monika Banaszyńska

Książka otrzymana w ramach współpracy z wydawnictwem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz