wtorek, 31 maja 2022

Recenzja: Marta Giziewicz "Człowiek Pies"

Wciągnięta w kryminalno-niesamowity obraz Warszawy z roku 1857 po lekturze „Karety” od razu sięgnęłam po drugi tom przygód Konrada Masternowicza pióra Marty Giziewicz „Człowiek Pies”. Na całe szczęście dzięki uprzejmości wydawnictwa Oficynka miałam pod ręką od razu oba tomy.

Po lekturze pierwszego tomu zaczęłam się zastanawiać, czemu nigdy wcześniej nie spotkałam się z tą serią. Weszłam na portal z ocenami i byłam naprawdę niemile zaskoczona średnią ocen. Czytelnicy zarzucali autorce, że książka nie zakończyła się prawdziwym rozwiązaniem śledztwa oraz za mało w niej opisów wyglądu Warszawy. Wyglada na to, że chyba jestem czytelnikiem niewymagającym, bo dla mnie opisów było dosyć, a ja opisy uwielbiam!

Konrad wrócił z Petersburga i odwiedza państwa Duchownych przebywających w domu na wsi. Czeka go raczej przykre powitanie ze strony Weroniki i zaskakująca znajomość z hrabiną Rzecką, na której urodziny zostaje zaproszony. Zabiera więc ze sobą Michaiła Sokołowa i wyruszają do posiadłości Rzeckich. Jest tam wielu gości, rodzina i biznesmeni. Hrabina otwarcie okazuje swoje zainteresowanie młodym i przystojnym śledczym. Całe urodziny hrabiny Rzeckiej przebiegałyby pewnie w miłej, choć lekkiej atmosferze, gdyby ktoś nie zabił hrabiego. We wsi dzieją się niepokojące rzeczy, a mieszkańców prześladują skutki sprawy z mąką. Śledczy z Warszawy umarza sprawę uznając ją za wypadek, co niepokoi Konrada. Tym bardziej, że zamordowana brutalnie zostaje hrabina, a jedynym podejrzanym zdaje się być Konrad. Śledczy dostaje dwa dni na udowodnienie niewinności. I do tego obecność Ludwiki…

Motyw zbrodni bardzo przypominał mi klasyczne powieści Agaty Christie i jedno z pierwszych rozwiązanych śledztw Scotland Yardu - morderstwo w domu, w zamkniętej przestrzeni wypełnionej ludźmi, a każdy z domowników może być potencjalnym mordercą. Autorka w drugim tomie dokonała kilku zmian, choć za wartościowe uważam tylko niektóre. Dużym plusem zdecydowanie jest przeniesienie akcji na wieś. Rzeczywiście życie ziemiaństwa było na wsi i nie podlegało tak sztywnym zasadom socjety. Do tego dostajemy piękny pałac położony na zielonych, nadrzecznych terenach. Plusem jest także towarzystwo Sokołowa, którego poczciwy charakter pozwala Konradowi na niego liczyć. Przez całe śledztwo czytelnikowi trudno wytypować sprawcę, co utrudniają doniesienia o człowieku, który z wyglądu i zachowania przypomina psa, a nocami wkrada się do domów strasząc mieszkańców. Kiedy już byłam pewna, że wiem, kto dokonał zbrodni, autorka serwuje plot twist, po którym w mojej głowie pojawiło się pytanie „No ale jak to?!”, po to by za parę stron znów namieszać. Okazuje się, że wydarzenia doprowadziły Konrada do sytuacji, której się nie spodziewał, i z której będzie trudno mu wybrnąć.

Muszę szczerze przyznać, że Weronika doprowadzała mnie do szewskiej pasji. O ile w pierwszym tomie jeszcze wątek romantyczny między nią a Konradem był całkiem przyjemny, o tyle miałam ochotę, aby to ją, a nie hrabinę Rzecką dopadł morderca. Mimo ogromnej wiedzy medycznej dziewczyna jest bardzo niedojrzała emocjonalnie. W tej części autorka postanowiła przedstawić fabułę z perspektywy jednego bohatera tylko, co było dla mnie sporym zawodem. Uwielbiam powieści, w których widzimy akcję z różnych perspektyw, a w pierwszym tomie zaserwowano nam narrację w stylu zbioru raportów i zeznań, co bardzo mi się podobało. W drugim tomie mi tego zabrakło. Zagadkowa jest rola Ludwiki w tym wszystkim. Nie do końca rozumiem jej związek z Konradem i on sam zdaje się nie wiedzieć, czego chce Ludwika. Nie wiem, po co pojawiła się w posiadłości Rzeckich, choć swoim urokiem nieco pomogła okiełznać rosyjskich śledczych, aby dać szansę Konradowi na udowodnienie swojej niewinności.

„Człowiek pies” również mi się podobał, choć w zestawieniu z pierwszym tomem obie historie są różne. Inny sposób prowadzenia narracji, inaczej prowadzone śledztwo, mniej wątku romantycznego, a więcej właściwej pracy detektywa.

Zdążyłam już polecić kilku osobom twórczość pani Marty Giziewicz, bo jest to bardzo przyjemna lektura łącząca w sobie kryminał, niesamowitość i dawne czasy. Książki mają świetny klimat i czyta się je jednym tchem. Jeszcze raz dziękuje wydawnictwu Oficynka za świetne lektury!

Monika Banaszyńska 

Książka otrzymana w ramach współpracy z wydawnictwem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz