poniedziałek, 16 maja 2022

Recenzja: Isaac Asimov "Gwiazdy jak pył"

Asimova kojarzymy przede wszystkim jako twórcę dwóch dużych tytułów „Fundacja” i „Roboty” – ten drugi będziemy kojarzyć z pewnością z filmu „Ja, robot”.

Niestety jak to bywa z Hollywood, często dzieło perfekcyjne zostaje ogołocone z piękna i zaserwowane jako fast food. Dzisiaj będę starał się rozprawić z mitem wielkiego autora, ale takiego naprawdę wielkiego, bo stworzył on ponad 500 ksiażek!

Mistrz, wizjoner i Amerykanin o żydowsko- rosyjskim pochodzeniu w jednym, że wydał znakomity cykl „Imperium Galaktyczne”, którego pierwszy tom właśnie obracam w dłoniach. Gdy myślę, o tym twórcy to moja głowa automatycznie kieruje mnie w stronę myślących maszyn- robotów, androidów, cyborgów. Sam Asimov dał podwaliny pod prawa, które miałyby pomóc nam współistnieć z tymi istotami- bo akurat on wierzył, że możemy z nimi koegzystować. Później również uwierzyło wspomniane już Hollywood.

1. Robot nie może skrzywdzić człowieka, ani przez zaniechanie działania dopuścić, aby człowiek doznał krzywdy.

2. Robot musi być posłuszny rozkazom człowieka, chyba że stoją one w sprzeczności z Pierwszym Prawem.

3. Robot musi chronić samego siebie, o ile tylko nie stoi to w sprzeczności z Pierwszym lub Drugim Prawem.

Pomyślcie o nich odrobinę…

Wracając do książki to fabuła zakreśla nam wizję powiększania imperium przez mieszkańców pustynnej planety Tyrann. Jako lepiej rozwinięci kolonizują mniejsze planety i siłą podporządkowują ich mieszkańców. Biron Farrill- przybysz z planety Nefelos, zamieszkujący spustoszoną przez atomowy kataklizm Ziemię, wpada w sam środek dziwnych wydarzeń. Biron znajduje w swoim pokoju bombę, dowiaduje się również o uwięzieniu swojego ojca – rządcy Widemos. Bohater trochę zbyt łatwo trafia w wir wydarzeń i miałem tutaj trochę uczucie “trącania myszką”, ale skoro to mistrz pisał to powinno się obronić. Rozwinięcie historii jest poprawne, ale zakończenie, no coż. Mi nie przypadło do gustu. Podsumowując.

“Gwiazdy jak pył” to lekka i przyjemna space opera, wbrew pozorom pełna wad. Mało klasycznej kosmicznej walki, sporo latania, więcej intryg i polityki, a to omotane nieudolnym wątkiem miłosnym- autor mógł spokojnie zamienić koncepcje z kosmosu na średniowiecze i też by się to sprawdziło.

Co więcej uważam, że George Lucas musiał chyba być jakimś uczniem albo kuzynem Asimova, bo Biron przypomina mi jednego właściciela dość szybkiego statku przemytniczego. Książka momentami jest słaba pod względem dialogów czy wątku miłosnego- naprawdę cieżko czynić jest zarzuty do takiego mistrza, ale te ponad siedemdziesiąt lat robi swoje. Co jest pocieszające to fakt, że to część cyklu, który później sie rozwinął, a dodatkowo autor później rozwinął skrzydła w kolejnych nowych cyklach- i chwała mu za to. 

Ja lekko się męczyłem, ale podobnie miałem z jego innym dziełem “Koniec wieczności”- natomiast siedmiokrotne zdobycie nagrody Hugo przez autora chyba powinno wybronić jego gorsze dzieła.

Maciej Kucab


Książka otrzymana w ramach współpracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz