czwartek, 21 kwietnia 2022

Recenzja: Dorota Masłowska "Inni ludzie"

Kiedy się czyta Dorotę Masłowską, zęby bolą jak podczas tarcia styropianem o szkło. A jednak jest w jej pisaniu coś, co każe przewracać kartkę za kartką i pochłaniać ten dramatyczny rap na raz, trochę się podśmiewając. Zazwyczaj jednak gorzki to śmiech, bo jakkolwiek poczucia humoru Masłowskiej nie brakuje, to koniec końców smutny ten narysowany przez nią obrazek – jak smutna jest Polska widziana z tramwaju czy przez okno w bloku. Ale od początku.

Masłowskiej chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Pisarka, która zadebiutowała głośno jeszcze jako nastolatka, dzisiaj może pochwalić się nie tylko dynamicznym rozwojem swojej literackiej kariery, ale też ekranizacjami i inscenizacjami swoich tekstów. Cokolwiek Masłowska napisze, zamienia się w złoto – a mówiąc dosłownie: w film lub spektakl. Nie inaczej jest z jej książką „Inni ludzie”, która doczekała się już inscenizacji teatralnej w reżyserii Krzysztofa Jarzyny i filmu wyreżyserowanego przez Aleksandrę Terpińską. To właśnie w związku z powstaniem filmu Wydawnictwo Literackie wypuściło filmową edycję książki. Piękne to wydanie, ilustrowane, naprawdę dopracowane graficznie. 

Ale to nie wydanie jest powodem, dla którego warto po Masłowską sięgnąć. Czytając ten rapowy poemat, opowiadający historię Kamila, który mieszka w przyciasnym mieszkaniu z siostrą i matką, każdy z nas – zaręczam: każdy! choćby przez chwilę odnajdzie się w skórze jednego z bohaterów autorki. Jest to książka o tym, jak ołowiane niebo wisi nad miastem, o tym jak się nie ma pieniędzy na nowe najki, o tym jak się prawie napisało płytę, ale jednak nie do końca. Jest to trochę opowieść o ambicjach, a trochę o ogromnej pustce, która w jakiejś części gnieździ się w każdym człowieku. Jest też o niezrozumieniu rosnącym między ludźmi jak grzyb, o ucieczce i tym, że się żyje tak, jak się wcale nie chce. 

Oczywistą zaletą Masłowskiej jest jej język: połamany, współczesny, ale ogromnie w tym wszystkim kunsztowny i dopieszczony. Jednak w mojej opinii jeszcze większa zaleta tej autorki to fakt, że ona po prostu swoich bohaterów lubi. Opisuje ich tak, jakby każdego z nich znała osobiście – i gdy czytam, na serio zastanawiam się, kto jest pierwowzorem Kamila, a kto stoi za postacią Maćka. Pewnie – jak to zazwyczaj jest w życiu – jest to sklejka różnych ludzi, których Masłowska zna, obserwuje, widzi na ulicy. Sklejka, jak ten język jest sklejką. Sklejka, bo cały ten poemat, chaotyczny rap Kamila jest polepiony ze słów, dopowiedzeń, wtrąceń, przemyśleń głównego bohatera, który bywa zabawny, trochę godzien pożałowania, a czasem też okrutny i głupi, jak każdy człowiek. Przeżywam razem z Kamilem jego „pojebany dzień”, który nie chce się skończyć. Wciąga mnie on i powoduje, że czuję się jak na karuzeli. Zaczynając czytać tę książkę, wsiada się na karuzelę. Trudno wysiąść.

Wszystko tu jest szalone. Szalona jest forma literacka: bo autorka pomieszała lirykę z epiką i dramatem, tworząc coś na kształt współczesnego poematu, ale w formie rapu. Szalony jest język, główne oręże Masłowskiej. Szalona jest jej wyobraźnia, ale nie tylko z wyobraźni powstała ta książka: powstała z bystrej obserwacji. Masłowska to wspaniała obserwatorka.

Czytajcie Masłowską! Otwierajcie głowy i wsiadajcie na tę karuzelę! To jest o innych ludziach – bo przecież na pewno nie o nas.



Okatwia Mościńska


Książka otrzymana w ramach współpracy z wydawnictwem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz