czwartek, 31 marca 2022

Recenzja: Richard Flanagan "Żywe morze snów na jawie"

Płonie Australia. Każdego dnia tony szkodliwego pyłu unoszą się w powietrzu, giną zwierzęta, pożar trawi hektary lasów. Giną ludzie. Pożar nie ustaje, a ciężki dym spowija ulice miast. 

Tommy wysyła siostrze smsa, że z matką jest źle. Annie to nie pasuje, nie ma czasu, a poza tym - ile razy już dostawała takie smsy? Mimo to leci na Tasmanię, aby zobaczyć matkę. Spotyka się całe rodzeństwo i wtedy wszystko się zaczyna. 

Zaczyna się batalia o życie matki. Tylko czy blisko 90 letnia Francie chce tego? Nie ważne, życie to wojna. 

Zaczyna się znikanie. Annie zniknął palec. Jak? Czemu? Nie wiadomo. Co gorsza, nikt nie zauważył. 

Zaczyna się o wiele więcej, ale na te zmiany jest już za późno. 

Powieść Richarda Flanagana jest obnażająca. W tej książce skóra społeczeństwa XXI wieku odchodzi płatami poparzona pożarem w Australii. Autor ukazuje nam prawdę o nas samych, o naszych dążeniach, ambicjach, pragnieniu władzy, ale też o uciekaniu w świat wirtualny, który jest dla nas ważniejszy i ciekawszy niż prawdziwy i o kurczowym trzymaniu się życia, o egoizmie. Bo czymże innym jest chęć przedłużenia życia matki, która już pogodziła się ze swoim życiem i chce odejść, niż egoizmem jej dzieci? Strachem przed tym co będzie, gdy matki zabraknie? Czymże innym jest niż egoizmem jest nasze uciekanie do pięknego świata Instagrama, podczas gdy płoną lasy? 

W tej powieści poznajemy też historię rodziny Anny. Historię, która jest smutna, a którą jej członkowie świadomie odsunęli od siebie, by żyć dalej, podczas gdy to ona miała być osią ich życia i napędzić ich do tego, by naprawdę żyć i kochać. 

Jestem oszołomiona tym, jak wiele ta książka odkrywa z naszego życia, jak wiele obnaża i jak wbija szpilę z każdą stroną. Czytając uśmiechałam się do tego procesu obdzierania społeczeństwa ze skóry i odkrywania jego wad. Ale ta książka jest bolesna. Bolesna, bo to boli gdy czytasz o przykrych wadach, które widzisz też u siebie. Egoizm, znieczulica i to znikanie - znikamy powoli przenosząc się do świata wirtualnego, niektórych ludzi widzimy tylko w sieci. Autor udowadnia, że to wszystko się dzieje, bo zapomnieliśmy o miłości i wdzięczności wobec matki natury i jej potęgi. Bo zapomnieliśmy o szacunku. Wydaje nam się, że żyjemy dobrze i dbamy o wszystko i wszystkich, a tak naprawdę nie żyjemy wcale. 

Ta książka zdecydowanie otwiera oczy, prócz tego, że rani. Książka Flanagana zostanie we mnie na bardzo długo, wrosła we mnie, zasiała ziarenko niepewności co do tego, czy ja na pewno żyję i czy nie zniknę pewnego dnia jak Gus i nie przeniosę się do wirtualnego świata na stałe. 


Monika Banaszyńska


Książka otrzymana w ramach współpracy z wydawnictwem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz