poniedziałek, 21 marca 2022

Recenzja: George R. R. Martin "Gwiezdny port"

Czy jest ktoś kto nie słyszał o twórcy “Pieśni lodu i ognia”? Ja osobiście nie wiedziałem, że właśnie tak poprawnie brzmi tytuł cyklu “Gra o tron”. 

George R. R. Martin wydał kilkanaście opowiadań i kilka powieści nie tylko fantasy, ale pod silną inspiracją chociażby komiksowego Marvela, a dodatkowo czasami również był współtwórcą scenariuszy do thrillerów i horrowów. Zadziwiające dla mnie jest również to, że zdobył on najważniejsze nagrody literackie jak chociażby- Nebula, Hugo, World Fantasy, Bram Stoker, Locus Award. Za co zabrał się teraz, zamiast kończyć cykl “Gry o tron”? Za powieść graficzną, czyli ładniej nazwany komiks. Zobaczmy jaka jest oś wydarzeń.

“Dziesięć lat temu przedstawiciele międzygwiezdnej społeczności składającej się z trzystu czternastu gatunków wylądowali na Ziemi i poprosili, byśmy stali się trzysta piętnastym członkiem ich wspólnoty. Po ciągnących się bez końca opóźnieniach Gwiezdny Port w Chicago wreszcie otwarto. Przybywają do niego obcy dyplomaci, kupcy oraz turyści. Na jego terenie podlegają oni prawom określonym przez międzygalaktyczny traktat, ale poza nim porządku pilnuje chicagowska policja. Porucznik Bobbi Kelleher jest całkowicie oddana swej pracy, co często prowadzi do konfliktów z Lyhannem Nhar‑Lysem, szefem ochrony Gwiezdnego Portu i jednym z najgwałtowniejszych wojowników w całej Galaktyce. Infiltrujący grupę nienawidzących kosmitów ekstremistów detektyw Aaron Stein nie ma nic przeciwko łączeniu pracy z przyjemnością – do chwili, gdy dowie się o planach zamachu na kontrowersyjnego emisariusza handlowego przy użyciu skradzionych z Gwiezdnego Portu blasterów.”

Co znalazłem w tym dość grubym tomiszczu komiksowym?

Akcja jest poprowadzona bardzo szybko i mamy okazję zobaczyć i posmakować wizji alternatywnego Chicago. Natomiast mam wrażenie, że jest to doskonały materiał na pełnowymiarową powieść, ponieważ w zasadzie przelatuje się nad zbiorem inteligentnych istot i mnogością galaktyk. Brakuje rozwinięcia, ale nie zmienia to faktu, że kreska oraz rysunek robią tutaj robotę i zachwycają oko. Rysunki są po prostu przepiękne i tak przyjemne kolorystycznie, że idealnie pasują do narracji. Bohaterowie, choć pierwotnie ukazani jako intrygujący, okazali się dość dwuwymiarowi- co na koniec dnia w komiksie się broni. Zabrakło mi historii i nawiązania głębszej relacji z nimi, by móc utożsamiać się z ich wyborami.

Zakończenie niestety nie do końca spełniło moje oczekiwania. Fabuła kłębiła się przez całość powieści, a punkt kulminacyjny i rozwiązanie wątków ukazało w najmniej spodziewanym momencie, było średnio zaskakujące i niepełne co akurat może sugerować kolejną część tego cyklu. 

Z komiksami mam tak, że w nich ważniejsza jest dla mnie zdecydowanie warstwa graficzna i w tym konkretnym przypadku ta powieść tym wygrywa. Mam nadzieję, że komiksowi “Faceci w czerni” spod pióra takiej klasy pisarza doczekają się kontynuacji. 



Maciej Kucab 

Książka otrzymana w ramach współpracy z wydawnictwem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz