poniedziałek, 3 stycznia 2022

Recenzja: Jarosław Grzędowicz "Pan Lodowego Ogrodu. Tom 4"

Czy Jarosław Grzędowicz zapracował na miano jednego z najlepszych pisarzy fantastyki polskiego rynku książki? Czy tom czwarty przybija ostatecznie gwóźdź tabliczki w panteonie wielkich twórców fantasy?

„Pan Lodowego Ogrodu tom 4” to już ostatnia część, obszernej powieści Jarosława Grzędowicza o przygodach przybysza zza Morza Gwiazd na gościnne ziemie Midgaardu. Czy Vuko wypełni powierzoną mu misję? Wiemy, że musi zmierzyć się z Wężowym Królem oraz Ogniem Pustyni, czyli dwójką ziemskich naukowców: Dykenem i Ulrike, ale czy może oczekiwać pomocy trzeciego z nich- Pana Lodowego Ogrodu?

Powieść zaczyna się w Dolinie Pani Bolesnej, gdzie oddział uderzeniowy, złożony z Vuka, Filara, Ludzi Ognia i asasynów z Lodowego Ogrodu miał za zadanie schwytanie pochodzącej z Ziemi szalonej Passionarry Callo. Grupa została zaatakowana przez Węży służących Van Dykenowi, w związku z czym już od pierwszych stron mamy do czynienia z dramatyczną walką o przetrwanie i wykonanie misji. Jest to jednak tylko preludium do późniejszych wydarzeń – rozpoczynają się przygotowania do ostatecznej wojny. Nie ma już odwrotu – w wielkiej bitwie rozstrzygną się raz na zawsze zarówno losy przybyszów z dalekiej planety, jak i wszystkich mieszkańców Midgaardu.

W tej części otaczają nas postacie, z którymi można było się zżyć podczas lektury poprzednich trzech tomów. Nieco zabrakło mi możliwości spotkania kogoś innego, tym bardziej, że o wcześniej postaciach, z nielicznymi wyjątkami, też nie dowiadujemy się zbyt wiele nowego. 

Vuko i Filar pozostają głównymi narratorami opowiadanej historii i chociaż połączyły ich wydarzenia, w jakich uczestniczą, to fabułę wzbogacają wspomnienia Księcia z czasów, gdy musiał sam oczekiwać na swoje przeznaczenie w Kawernach. 

Można było bardziej pociągnąć wątek Szkarłata, ale nie został on wykorzystany, a antagoniści, czyli Van Dyken i Freihoff pojawiają się tak rzadko, przez co ich starcie z głównymi bohaterami jest zwyczajnie płytkie.

Zdecydowanie na plus jest brak zmian co do poprzednich tomów, czyli bijąca z kart powieści atmosfera. Wystarczy kilka stron, by ponownie przenieść się do magicznego, ale i obcego świata Midgaardu, gdzie spotykamy dawno niewidzianych starych znajomych. Nie zmienili się też bohaterowie: zarówno Vuko jak i Filar są bardzo dobrymi protagonistami, a ich odmienne sposoby postrzegania świata i otaczających ich wydarzeń zapewniają różnorodność stylów, jakimi jest napisana książka. Może trochę sztampowo zostali momentami wykorzystani bohaterowie drugoplanowi, ponieważ oni zwyczajnie tylko są i brakuje im aktywności, nie są tymi, którzy inicjują wydarzenia.

Finałowy tom różni się nieco tempem akcji od części poprzednich: jako, że mamy tym razem do czynienia z prawdziwą książkową encyklopedią ( moje wydanie z przepiękną okładką drugiej edycji od Fabryki Słów to 836 stron ) to akcja biegnie wolniej, niż dotychczas przyzwyczaił nas do tego autor. Z jednej strony to dobrze, bo oczekujemy zamknięcia wszystkich wątków, ale z drugiej strony miałem poczucie, że można by po prostu ciąć mieczem niektóre fragmenty bez większej straty dla fabuły.

Dość sporym problemem dla mnie było zakończenie, w którym brak rozmachu i decyzje niektórych bohaterów były co najmniej dziwne, natomiast sam epilog nakrywa nas kołderką spokoju, która koi nasze skołatane nerwy i daje tym samym znak, że jednak to zakończenie choć nie najlepsze to jest do przyjęcia. 

„Pan Lodowego Ogrodu tom 4” powinien spodobać się wszystkim czytelnikom fantasy i myślę, że z powodzeniem możemy składać ręce w stronę niebios z dziękczynnymi śpiewami. Wiadomo, że lubimy marudzić, na wszystko co polskie, a z drugiej strony uparcie bronić najbardziej absurdalnych pomysłów, tylko dlatego, że są polskie, ale koniec końców, nie żałuję czasu poświęconego na lekturę cyklu. To jest chyba najważniejsze i z czystym serduchem daję piękne i mocne 9/10.

PS To naprawdę kawał dobrej historii, a cała masa odniesień do kultury, jak chociażby do Midgardu czy Ericha von Danikena pokazuje, ze autor nie raz puszcza nam oko i wskazuje swoje inspiracje. 

PS 2 I co najważniejsze jest to książka o czymś, ma ona drugie dno i opowiada o większych ideach, a to jest coś czego wprawiony czytelnik z czasem wymaga od dobrej klasy dzieła.

 


Maciej Kucab



Książka otrzymana w ramach współpracy barterowej z wydawnictwem Fabryka słów.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz