poniedziałek, 13 grudnia 2021

Recenzja: Robert Harris "Vaterland"

Robert Harris jest brytyjskim pisarzem, który pierwsze szlify zdobył podczas studiów w Selwyn College Cambridge, ale swoje pióra na stałe rozpisał jako dziennikarz prasowy i telewizyjny w BBC oraz The Observer. Dzięki temu jego zdania są krótkie, treściwe i dokładne, pozostawiając w ukrytej części coś więcej dla naszej interpretacji, zupełnie jakby tworzone w myśl zasady pisarskiej „iceberg theory” Ernesta Hemingway’a. 

Do książki „Vaterland” sięgnąłem po recenzji tytułu V2 tego samego autora od @pigout , a dodatkowo przed samym podejściem do czytania obejrzałem film, który został zrealizowany w 1994 roku, czyli 2 lata po oryginalnym wyjściu powieści. 

Czy polecam wam film? 

Zdecydowanie tak pomimo faktu, że ma on już blisko trzydzieści lat oraz zostało w nim poczynione dużo zmian co do pierwowzoru literackiego to nadal trzyma pion. Co najważniejsze ma świetnie dobranego odtwórcę głównej roli Xaviera Marcha. W postać SS-Sturmbannführera prowadzącego pozornie proste śledztwo w sprawie morderstwa Niemieckiego dygnitarza wcielił się obłędnie teatralny Rutger Hauer, czyli Roy Batty- android wygłaszający z kolei w filmie „Łowca androidów” improwizowany monolog „Tears in rain”. 

Wracając do fabuły książki. 

Co by się stało, gdyby Niemcy wygrały II wojnę światową, UK oraz obecna EU byłyby całkowicie zależne od Rzeszy, jedynymi ośrodkami walki byłby daleki Ural, a USA zatrzymana na swoim kontynencie nie angażowała się za bardzo w sprawy Starego Świata. Jak wyglądałaby Europa i czy na mapie zostałby chociaż ślad Polski? I przede wszystkim: jak wiele z tego, co działo się podczas wojny było by spisane przez historyków? Bo przecież historię piszą zwycięzcy prawda?

Jest rok 1964, wojna skończyła się dwadzieścia lat temu. Trzecia Rzesza jest niekwestionowaną potęgą, a Adolf Hitler żyje i właśnie szykuję się do swoich 75 urodzin, a razem z nim szczęśliwi, przeciętni Niemcy. Przecież każdy z nich wielbi swojego przywódcę, za którego zmawia nawet modlitwę i nie ma zielonego pojęcia o tym, co właściwie stało się z Żydami. Podobno zostali wywiezieni na wschód i maja się dobrze. Przychodzi jednak czas, w którym głęboko skrywana tajemnica może wyjść na jaw. Pech chce, że sekret powoli wypływa na światło dzienne, razem ze zwłokami anonimowego człowieka, które odkryte zostają pewnego dnia obok wielkiej rezydencji. Rezydencji, w której zostają odnalezione dzieła sztuki zrabowane miedzy innymi w Polsce… 

W ten właśnie sposób wchodzimy w głąb doskonale zbudowanego thrillera kryminalno- szpiegowskiego, w którym dwójka osób z przeciwstawnych biegunów będzie zmuszona połączyć swoje wysiłki, aby odkryć tajemnicę. Bezpardonowe śledztwo w wykonaniu funkcjonariusza Kripo oraz całkowicie bezczelne w wykonaniu amerykańskiej dziennikarki, może zachwiać gigantyczną Germanią. 

Książka porywa od pierwszej do ostatniej strony i ciężko się od niej oderwać. Natomiast jest to styl powolny i miękki, ale z solidną dawką budowanego napięcia. Nie uświadczymy tutaj fabularnego pędu i „aniołów” przynoszących rozwiązanie zagadek jak również bezsensownych twistów. Tutaj wszystko jest tak prawdopodobne, że faktycznie mogłoby się wydarzyć.

  Bohaterowie są interesujący, mają nieoczywiste osobowości, duży bagaż doświadczeń i przede wszystkim od samego początku są niejednoznaczni, a cała historia jest po prostu rewelacyjnie stworzona. Konflikt głównego bohatera to nie ten sztampowy „problem z alkoholem, rzucanie papierosów, czy siódma filiżanka kawy”, ale ogromne rozterki natury nie tylko moralnej i rodzinnej, ale przede wszystkim światopoglądowej. 

  Richard Harris w swoim fabularnym debiucie dokonał czegoś wręcz niebywałego. Autor na bazie całkowicie prawdziwych wydarzeń zbudował doskonale funkcjonujący świat Wielkiej Niemieckiej Zwycięskiej Rzeszy z projektów Alberta Speera i Adolfa Hitlera, a śledztwo prowadzone w Berlinie otoczonym monumentalnymi budowlami, przepastnymi archiwami i ludźmi, którym nie można ufać jest niebezpiecznie fascynujące. 

Tego rodzaju książkę oceniam jako 10/10 i poczyniłbym tezę, że byłoby naprawdę warto, aby zdecydowanie więcej mówiło się o niej i autorze w Polsce. To naprawdę dzieło przez duże D!


Maciej Kucab

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz