czwartek, 23 grudnia 2021

Recenzja: Jarosław Grzędowicz "Pan Lodowego Ogrodu tom 3"

„Pan Lodowego Ogrodu tom 3" Jarosława Grzędowicza to powieść z pogranicza sci-fi i fantasy, która nieźle namieszała w polskim świecie fantastyki, a wydana została pierwotnie w 2009 roku. Obecnie z nową okładką i grafikami ukazała się na naszym rodzimym rynku ponownie. 

Sam autor jest jednym z prekursorów polskiej fantastyki, a dodatkowo jego żoną jest dama polskiej fantastyki, czyli Maja Lidia Kossakowska. 

Pierwszy tom cyklu został uhonorowany prestiżowymi nagrodami: Śląkwą, Nautilusem, Sfinksem oraz Nagrodą im. Janusza A. Zajdla, więc poprzeczka dla kontynuacji postawiona była wysoko. Czy dorównać poprzednim częściom? Książka swego czasu zdobyła wielką popularność, ale po wydaniu kolejnych tomów pojawiło się sporo głosów, że księgi druga i trzecia – ustępują poziomem genialnej pierwszej części, ja osobiście bym z tym polemizował. Zapraszam w podróż do innego świata.

Jednak wszystko po kolei. Tom trzeci rozwija znane z poprzednich części dwa główne wątki powieści – Vuko Drakkainena – ziemianina, wysłanego na misję ratunkową na odległą planetę, gdzie odkryto cywilizację na etapie rozwoju ziemskiego średniowiecza. Vuko ma odnaleźć zaginioną ekipę badawczą i ją ewakuować. Chodzi o to, by cywilizacja ta pozostała nieskażona wpływem ludzi i techniki. Władza uderza jednak badaczom do głowy i wkrótce jeden z nich staje na czele państwa przygotowując się do podbicia innych krain. Początek trzeciego tomu zastaje Vuko na lodowym drakkarze – okręcie, który płynie w nieznanym kierunku nadanym przez nieodgadnionego twórcę… 

Drugim wątkiem jest historia ucieczki Tohimona ze zbuntowanego kraju – Amitraju, którego jest prawowitym władcą. On to by uratować swój lud i w przyszłości być może odzyskać władzę w wyniku nieszczęśliwych wypadków popada w niewolę i trzeci tom w dużej części opisuje jego zmagania z losem niewolnika. 

Pod koniec tomu wątki te zbiegają się w jeden.

Trzeci tom oceniłbym jako bardzo dobry nie tylko ze względów kreacji świata, mieszania technologii, średniowiecza, religii i mitologii, ale przede wszystkim ze względu na siłę i ciężar wykreowanego świata. To Fantastyka przez duże „F”, ale…

Ale właśnie w momencie kiedy autor skupił się na światotwórstwie, to odrobinę spłycił postacie i chociaż dwójka głównych bohaterów jest zbudowana perfekcyjnie- to już ci drugoplanowi momentami są jednowymiarowymi postaciami- zły jest zły do samego końca i bez absolutnie żadnych rozterek- pani Smildrun. Dość płytko został potraktowany wątek - Sylfany – miłości Vuko. Spodziewałbym się czegoś więcej niż tylko cielesności. Gdzież są te targające bohaterami rozterki i uczucia? Ah wiem, te zabrał Sapkowski do swoich opowiadań ( Essi Dawen )

Minusów koniec, teraz crème de la crème.

Zacząć trzeba od tego, że przedstawiona historia naprawdę wciąga, a akcja podobnie jak w pozostałych tomach, jest wartka i naprawdę dużo się dzieje. Dodatkowo autor podsyca zaciekawienie przez to, że kończy rozdziały w krytycznym momencie ( wiadomo, że miłośnicy kryminałów, będą wniebowzięci ). 

Podobają mi się pomysły autora dotyczące mechaniki magii. Dowiadujemy się co dokładnie należy zrobić i pomyśleć, by czar się wydarzył w określony przez bohatera sposób. Podoba mi się kreacja Tohimona – jest to postać dynamiczna i posiadająca duszę, podobnie Vuko szczególnie ze swoim sarkastycznym i cynicznym poczuciem humoru. Ponadto, bardzo przemawia do wyobraźni opis życia jako niewolnik. 

„Pan Lodowego Ogrodu” o pozycja zdecydowanie warta przeczytania. Ustępuje ona nieznacznie jakością pierwszemu i drugiemu tomowi, ale nadal jest to porządny kawałek polskiej fantastyki. Teraz zabieram się czwarty tom, który dzielnie czeka na mojej hałdzie wstydu. 



Maciej Kucab



Książka otrzymana w ramach współpracy barterowej z wydawnictwem Fabryka słów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz