sobota, 20 listopada 2021

Wywiad z : Jacek Komuda

Kocha Rzeczpospolitą Szlachecką i tą mniej szlachecką też. Niczym prawdziwy magnat jeździ konno w kontuszu i z szablą. Lubi opowiadać o czasach naszych przodków i robi to z niezwykłą wprawą, elokwencją i humorem. Z Jackiem Komudą o jego miłości do historii i najnowszej książce „Warchoły, złoczyńcy i pijanice” rozmawiała nasza recenzentka z @krasnobooczki, Monika Banaszyńska.





Monika Banaszyńska: Kiedy po raz pierwszy pomyślał pan, by napisać książkę taką jak „Warchoły, złoczyńcy i pijanice” i przybliżyć czytelnikom sylwetki tych nietuzinkowych postaci?


Jacek Komuda: Zaraz, natychmiast po napisaniu "Dzikich Pól" i wydaniu ich w 1997 roku. Po prostu miałem tyle fajnych postaci awanturników, których historię poznawałem i opacowywałem do wykorzystania w przygodach, że postanowiłem wszystkie spisać. Tak powstała książka, książeczka raczej, bo obecne wydanie niewiele ma z nią wspólnego - to solidne, encyklopedyczne opracowanie warcholstwa szlacheckiego i nie tylko...


Długo trwało zbieranie tak szczegółowego materiału i informacji sprzed setek lat?


Nie tak długo, bo jestem przecież zawodowym historykiem. Przede wszystkim ważną pomocą były dla mnie szczegółowe opracowania historyczne, z których najważniejszym jest "Prawem i Lewem" Władysława Łozińskiego. Oprócz tego każda prawie ziemia dawnej Rzeczypospolitej ma wiele mniejszych i większych prac naukowych o sądownictwie, opartych na dawnych aktach grodzkich i ziemskich. 


Czytając ciężko uwierzyć, że tak się żyło w Polsce, i że to nie jest powieść fantasy! Czy ludzie w tamtych czasach kiedykolwiek mogli czuć się bezpiecznie?


Jeśli przepuścimy wszystkie zajazdy, zwady i pojedynki przez statystykę, wyjdzie, że dawna Rzeczpospolita bywała bezpieczniejsza niż dzisiejsza Polska. Natomiast trzeba pamiętać, że ludzie 400 lat temu jak i wcześniej mieli kompletnie inną mentalność niż my dzisiaj. Opinia publiczna po prostu dopuszczała przemoc w życiu codziennym, aczkolwiek na ściśle określonych zasadach, których przekroczenie bywało bardzo niebezpieczne - przekonał się o tym chociażby Stanisław Diabeł Stadnicki. To nie było to tak, że dawne społeczeństwo było terroryzowane przez grupy swawolników, ale tak, że każdy, absolutnie każdy tej przemocy nadużywał. Po szablę i pistolety, zajazdy, zwady sięgali ludzie, których nazwalibyśmy dziś inteligentami i uczonymi, tacy, którzy swoim intelektem sięgali wyżyn - jak pan Arciszewski czy Sędziwój. I to nie tylko szlachcice, ale  mieszczanie i chłopi. wieśniak w XVII wieku wcale nie był gnębionym kolonialnym, szlacheckim buntem niewolnikiem, ale podobnie jak jego pan - awanturnikiem tyle, że o zajazdach i zwadach chłopskich zachowało się o wiele mniej źródeł niż o szlacheckich. W pewnym sensie zatem wszyscy byli wówczas awanturnikami. Ja ten świat po prostu kocham. 


Zdaje się, że w Rzeczpospolitej Szlacheckiej rządy sprawowały pięść i szabla? Wyrokami sądu raczej nie bardzo się przejmowano…


Wręcz przeciwnie - po każdym zajeździe, zwadzie czy bójce jeden czy drugi szlachcic biegł do sądu, oblatować protestacje i pozwy. Każda, absolutnie każda sprawa karna kończyła się zatem przewlekłym zwykle procesem sądowym. Niektóre były tak zawikłane, że nie sposób dziś rozstrzygnąć kto i kogo uraził/obraził i o co w ogóle poszło.

 

Napisał pan powieść o Diable Łańcuckim, pan Dydyński był stałym bywalcem cyklu. Czy poza nimi ma pan ulubionego warchoła?


Dydyński nie był warchołem, ale szczerym patriotą. Zginął w obronie króla i Rzeczypospolitej w bitwie pod Zborowem w 1649 roku. A że w prywatnym życiu wykonywał zawód sądowego egzekutora, to już inna sprawa. Nikt go wówczas nie potępiał. Natomiast co do warchołów, to oczywiście moim ulubionym jest Diabeł Łańcucki, co nie znaczy, że jestem jego apologetą. Jednak będę w przyszłości przygotowywał historyczną i naukową monografię tej postaci. 


Być może ma pan także ulubioną wojowniczą szlachciankę?


Cały tuzin. Wystarczy zajrzeć do Warchołów albo Diabła Łańcuckiego. Tylko takie wilczyce kocham i podziwiam. Nudzą mnie takie, co szydełkują.

 

Myśli pan, że w naszej krwi zostało coś z tego warcholstwa przodków? W końcu gorzałki i pacierza nie odmawiamy!


To nie warcholstwo, ale po prostu pewien sposób życia. Tacy sami byli i poniekąd są dzisiejsi Amerykanie, o ile jeszcze nie rozjechał ich tęczowy walec poprawności politycznej ich prezydenta - komedianta. Dziki Zachód i współczesne USA zostały stworzone przez emigrantów, zdobywców, umiejących obronić swoje ziemie, postawić na swoim, jednocześnie pilnie bacząc, aby władza nie zabrała im przywilejów. Jak w XVII wieku u nas. 


Po lekturze zaczęłam się zastanawiać, czy gdyby nie ten „zawadiacki lifestyle” polskiej szlachty, może nie doszłoby do rozbiorów?


Rozbiory były wynikiem postępującej w szlacheckim społeczeństwie oligarchii, która podporządkowała sobie szerokie masy, wtłoczyła im do głów tezy o nienaruszalności "złotej wolności". I to samo jak widać dzieje się dzisiaj w całej Europie, tyle, że rolę karmazynów przejęły korporacje. 

 

Zawisza Czarny też był warchołem? Z niecierpliwością oczekuję kolejnego tomu!


Gorzej, bo rycerzem-rozbójnikiem,na służbie Prokopa, margrabiego Moraw. Ale o tym więcej w kolejnej książce, nad którą pracuję. 


Jestem zdania, że historii powinniśmy uczyć się poznając ludzi tamtych czasów. Pan tak pokazuje historię w swoich powieściach, które cieszą się dużą popularnością od lat. Czy to czas na reformę nauczania historii?


Na reformę nigdy nie jest za późno, ale ja wolałbym, aby moje książki nie znalazły się wśród lektur, nie chciałbym być przeklinany przez pokolenia sfrustrowanych uczniów, wolałbym żeby sięgali po moje powieści jako alternatywę wobec narzucanej im poprawności historycznej i literackiej.



 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz