niedziela, 14 listopada 2021

Recenzja: Richard Paul Evans "Ulica Noel"

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak Literanova miałam przyjemność przeczytać książkę "Ulice Noel". Jest jedna z wielu pozycji z cyklu Noel.

"Każda opowieść jest drogą. I podobnie jak na wszystkich drogach trafiają się na niej dziury, wyboje, zdarzają się objazdy i mają miejsce niespodziewane spotkania"

 Jest to historia samotnej matki, wdowie po żołnierzu walczącym w Wietnamie.  Z powodu silnych uprzedzeń rasowych rodziców zmuszona jest do opuszczenia domu  wraz z synkiem Dylanem. Prowadzi ciężkie życie, ledwo wiązać koniec z końcem aby zapewnić godne życie swojemu dziecku.  Lecz pewnego dnia na jej drodze pojawia się William, który walczy z wewnętrznymi demonami i skrywa pewien sekret.

Autorowi udało się stworzyć piękna opowieść, która chwyta za serce. Uczy nas, że dobro wraca i potęguje. Może nie od razu ale z czasem na pewno. Natomiast osoby, które zbłądziły w końcu odnajdują właściwą drogę. Co ciekawe, samo słowo Noel pochodzi z łaciny i oznacza "narodzić się".  

  Chociaż los nie oszczędził Elle bólu i cierpienia jest osobą wierząca. Mimo licznych kłód rzuconych pod nogi  dalej stara się być blisko Boga.  Natomiast z drugiej strony jest William, mężczyzna po przejściach.  Jednak jest on pełen ciepła oraz emanuje siłą, której kobiecie brakowało. Autorowi udało się stworzyć dwie różne postacie, które  teoretycznie do siebie nie pasują. Okazuje się, że jedna osoba dla drugiej jest lekiem, bez którego nie są wstanie żyć.

  Jest to przepiękna opowieść o miłości, nadziei, przebaczeniu i wierze w Boga. Cała historia rozgrywa się w czasie okołoświątecznym. Dodaje jej to dodatkowej magii w końcu w święta cuda się zdarzają.

  Fabuła została dopracowana pod każdym kątem. Mimo dużej ilości opisów, książkę czyta się bardzo szybko. Mi zajęło to raptem jeden dzień. Łatwo po tym wywnioskować, że mimo wszystko powieść jest wciągająca. Nie ma tutaj częstych zwrotów akcji jednak nie brakuje scen, które przyspieszają o szybsze bicie serca. Z napięciem czytałam kolejne rozdziały.  Warto dodać, że każdy w nich został zaopatrzony w cytat z prywatnego pamiętnika bohaterki. W związku z tym można wywnioskować, że cała książka to spisane wspomnienia Elle. Nim się o obejrzałam, czytałam już ostatnie strony.  

Natomiast zakończenie, tutaj wrażenia zostawię dla siebie aby za dużo nie zdradzać. Powiem tylko , że niesamowicie się wzruszyłam i to nie jeden raz.

"Niektórzy zapominają o przeszłości. Inni ciągle nią żyją. Mądrzy wyciągają wnioski i nie oglądają się więcej za siebie"

  Chociaż przewidywałam jak cała opowieść się skończy, to nie zniechęciła mnie się wręcz przeciwnie. Uwielbiam tego typu historie zwłaszcza na długie wieczory. Z przyjemnością sięgnę po inne tytuły autora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz