piątek, 1 października 2021

Recenzja: Magdalena Wala "Splątane losy. Zanim zrozumiem"

w "Zanim zrozumiem" autorka ponownie zabiera mnie w pełną tajemnic historię, która znowu zaprowadza mnie do Zaborza.  Jak w poprzednim, to również w tym tomie mamy widoczny podział dwie zupełnie różne a tak podobne bohaterki. 
Pierwszą z nich jest Kinga, która po rozwodzie stara się stanąć na równe nogi. Gdy już myśli, że prawie wszystko sobie uporządkowała z butami do jej życia wkracza przeszłość.  Ta, która tak bardzo chciała wymazać z pamięci. Ponownie będzie musiała obudzić demony z dzieciństwa aby jeszcze raz się z nimi zmierzyć. 
Drugą natomiast jest Alice, która z perspektywy wspomnień opowiada o tym co przeżyła jako dziecko, o koszmarach i tym jak wojna zniszczyła jej dotychczas idealny świat. Porusza również temat rodzinnej tajemnicy do której odkrycia ciągle dąży mimo upływ lat. 

"Z doświadczenia wiedziała, że traum wyniesionych z dzieciństwa nigdy się nie zapomina. W człowieku zawsze gdzieś głęboko tkwi to piętno." 
Autorka poraz kolejny porusza temat tabu. Tym razem pokazuje drugą stronę medalu.  To w jakiej sytuacji znalazły się niemieckie kobiety tuż po zakończeniu wojny i co przechodziły one i ich dzieci.  Jednak nie jest to jedyny trudny temat o którym przeczytamy w książce. Pani Wala opowiada i to już na wstępie książki o "matce" Kingi chociaż przyznam, że taka kobieta nie zasługuje by ją tak nazywać. Bo która matka zostawia kilkuletnie dziecko samo w domu, niszczy je psychicznie, nie okazując mu ani razu czułości, bliskości a do tego wszystkiego głodzi.  Niestety jest to nadal wszechobecny problem mimo odpowiednich służb. Przyznam, że mi jako matce dwójki dzieci ciężko było to czytać a był to dopiero początek książki. 
"Zaniedbywany Maluch z kolei zbyt szybko uczy się samodzielności. Tak szybko dojrzewa, że właściwie nie ma czasu na dzieciństwo. Trudności to dla niego codzienność.  Tylko w takiej sytuacji szybko traci nadzieję. Można się też nabawić poczucia winy i przeświadczenia, że zasłużyło na taki los. "
Przez ciężkie dzieciństwo Kinga jest zamknięta w sobie zakompleksiona kobietą. Sytuacja się zmienia gdy w Zaborzu poznaje jednego z pensjonariuszy.  Przy nim niczym kwiat dopiero zaczyna rozkwitać i otwiera się.  Dzięki niemu postanawia rozpocząć nowe życie bez patrzenia za siebie oraz zaczyna się czuć kobietą a nie szarą myszką bez przeszłości. Powoli rodzi się między nimi uczucie, które autorka opisuje jak zwykle w sposób perfekcyjny. Obojga do Zaborza sprowadziły niezamknięte sprawy rodzinne. Kingę sprawa testamentu a Konrada tajemnica rodzinna jego babci. 

W książce nie zabrakło również dramatycznych scen jak i tych od których uśmiech sam cisnął się na usta  po te, które wzruszają do łez.  Mieszanka wybuchowa. Jednak wszystko jest dawkowane w odpowiedniej ilości bez przesady dzięki czemu książkę czyta się bardzo przyjemnie. 
Podsumowując tak samo jak poprzedni tom również na sam koniec zmusza do refleksji nad znaczeniem słowa "rodzina".  Nie ważne czasem kto urodził a kto wychował. Bo bywa tak, że te osoby które nie są naszymi biologicznymi rodzicami dają nam więcej miłości, ciepła i bezpieczeństwa niż ci, którzy byli nimi naprawdę. Druga istotną kwestią jest to, że nie można obwiniać dzieci za błędy popełnione przez ich rodziców. Na sam koniec chciałabym dodać, że warto wierzyć, że niegdyś utracone bliskie osoby w końcu się odnajdą.

Z niecierpliwością czekam na trzeci i zarówno ostatni tom o Zaborzu.  Jestem ogromnie ciekawa czym tym razem zaskoczy mnie autorka.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz