wtorek, 12 lipca 2022

Recenzja : Shane Bauer "Amerykańskie więzienie"

 Od  kiedy namiętnie oglądałem film dokumentalny na temat najsłynniejszego zakładu karnego na świecie, czyli Alcatraz, zamarzyło mi się przeczytanie książki, której akcja rozgrywa się właśnie w więzieniu. Jej bohaterem miałby być jeden z osadzonych, za którego pośrednictwem mógłbym poznać warunki panujące wśród skazanych, jak układają się relacje w celi ze współwięźniami, jak kształtuje się więzienna hierarchia, jak wyglądają szeroko rozumiane interesy wśród więźniów. Właśnie ze względu na chęć spełnienia tego marzenia sięgnąłem po książkę Shane’a Bauera pod tytułem „Amerykańskie więzienie”. Czy moje marzenie się spełniło?

Akcja tej książki rzeczywiście rozgrywa się na terenie więzienia. I to nie byle jakiego, bo jednego z zakładów karnych na terenie stanu Luizjana, czyli jednym z tych należących do, że tak to ujmę, głębokiego południa. Co ciekawe, ten zakład karny nie jest placówką państwową, a zarządzony jest przez prywatną firmę. Natomiast jej głównym bohaterem  nie jest więzień, a dziennikarz śledczy, który postanawia zatrudnić się we wspomnianej placówce.
Już w trakcie szkolenia można odnieść wrażenie, że w tym zakładzie karnym coś jest nie tak. Wystarczy wspomnieć o tym, że wykładowcy niezbyt dobrze przykładają się do przygotowania kursantów do wykonywanych zadań. Najbardziej starają się wyczulić swoich podopiecznych na to, by uważali na osadzonych. Ci przez cały czas mają sprawdzać, na ile wobec nich są w stanie sobie pozwolić, próbując wywierać na nich coraz większy wpływ.
Już w trakcie szkolenia przyszli strażnicy wykonują swoje obowiązki pod nadzorem bardziej doświadczonych kolegów. Shane Bauer doświadcza chociażby wspominanego sprawdzania przez więźniów, kiedy ci okazują mu brak szacunku podczas zajmowania miejsc przy stołach w trakcie posiłku. Nie inaczej dzieje się podczas początku pełnoprawnej pracy, kiedy jeden ze skazańców w izolatce staje przed nim nago, masturbując się na jego oczach. Dla głównego bohatera zaczyna się trudna koegzystencja zarówno z kolegami z pracy, jak również ze skazańcami, z którymi, w celu utrzymania porządku, na swój sposób trzeba współpracować.
Obserwując to, co dzieje się na terenie zakładu karnego, reporter dostrzega wiele patologii funkcjonowania tego miejsca. Jako że jest to więzienie należące do prywatnego właściciela, jak każde przedsiębiorstwo, nastawione jest na zysk. A maksymalizacja zysków oznacza także cięcie kosztów. Między innymi dlatego na terenie placówki jest za mało strażników, którzy zarabiają za mało, by odnotowywać wszystkie przewinienia więźniów, za mało wychowawców czy pracowników ochrony zdrowia.
Głównego bohatera tej pozycji, którym jest jej autor, zdecydowanie da się polubić. Przede wszystkim dlatego, że Shane Bauer w swojej pracy nie kreuje się na bohatera idealnego pozbawionego wad. Na kartach tej książki da się poczuć jego strach związany z wnoszeniem na teren więzienia sprzętu do nagrywania czy zdezorientowanie związane z tym, jak w danej sytuacji powinien się zachować. To najbardziej jest widoczne, kiedy zaraz po rozpoczęciu pracy strażnika znajduje schowany przez jednego z osadzonych telefon komórkowy. Wtedy staje przed dylematem, jak w danej sytuacji powinien się zachować. Czy zostawić tę komórkę w spokoju i zyskać szacunek wśród więźniów czy jednak ją wziąć i tym samym podnieść swoje notowania wśród osadzonych.
Jako że akcja tej książki rozgrywa się w zakładzie karnym, nie mogło tu zabraknąć wspomnienia o słynnym eksperymencie więziennym przeprowadzonym przez profesora Philipa Zimbardo. Sam bohater wielokrotnie, analizując swoje zachowanie, nawiązuje do wspomnianego eksperymentu. Widzi, że nie tylko zaczyna robić rzeczy, o które wcześniej się nie podejrzewał, jak również zauważa, że te czynności stają się dla niego codziennością, a wręcz sprawiają mu pewną przyjemność. Można zatem w jego zachowaniu znaleźć analogię do tego prezentowanego przez strażników podczas eksperymentu więziennego, którzy stali się na tyle sadystyczni, że eksperyment trzeba było przerwać.
Choć „Amerykańskie więzienie” na samym początku może budzić mieszane uczucia, z czasem od tej książki nie można się oderwać. Im bardziej wchodzi się w książkę, tym coraz bardziej zaskakujące są dziejące się w niej wydarzenia. Główny bohater musi stawiać czoła coraz trudniejszym wyzwaniom, coraz głębiej wchodząc w tajniki współistnienia zarówno z więźniami, jak i innymi pracownikami będącymi przecież jego źródłami informacji. Poza tym swoje robi też żywy i typowo reporterski styl autora, który z ogromną pasją potrafi opowiadać nie tylko o swoich przygodach.
Historia Shane’a Bauera nie jest jedyną opowiedzianą w tej książce. Równolegle autor dzieli się z czytelnikami tym, jak wyglądała historia więziennictwa. Teoretycznie rozdziały temu poświęcone z powodzeniem można powinąć, ponieważ nie wnoszą totalnie nic do fabuły. Bez nich opowieść ta mogłaby być o mniej połowę krótsza. Jednakże obok tych fragmentów nie da się przejść obojętnie.
W tym momencie warto ponownie wrócić do miejsca, w którym rozgrywa się akcja reportażu Shane’a Bauera, czyli zakładu karnego usytuowanego w stanie Luizjana. Luizjana jest jednym z tych stanów należących do, że tak to ujmę, głębokiego południa, jak można określić tę grupę stanów, które w roku 1861 wypowiedziały posłuszeństwo Waszyngtonowi i postanowiły założyć własne państwo – Stany Skonfederowane. Gospodarka tej części państwa amerykańskiego opierała się na pracy murzyńskich niewolników przy uprawie bawełny. Problem ten miało zakończyć zwycięstwo Północy w wojnie secesyjnej oraz wprowadzenie 13. poprawki do konstytucji. Nie zmieniło to jednak faktu, że południe pozostawało głównie rolnicze i pilnie potrzebowało taniej siły roboczej, najlepiej darmowej.
Kiedy się o tym czyta, człowiekowi aż szczęka opada, jak bardzo bezwzględni są ludzie goniący za pieniądzem. Zwłaszcza ci przepełnieni rasową nienawiścią. Czasem po prostu nie chciało mi się wierzyć w słowa Shane’a Bauera, dotyczące tego, jak poradzono sobie z problemem taniej pracy. Otóż, skoro zabrakło niewolników, ktoś wpadł na pomysł, że do pracy na plantacjach bawełny czy powstających fabrykach zapędzić skazańców. Co chyba nie jest tajemnicą, dotyczyło to zwłaszcza osób rasy czarnej, której odsetek wśród więźniów drastycznie wzrósł. Zapoznając  się z rozdziałami dotyczącymi historii więziennictwa na południu Stanów Zjednoczonych, od razu przypominają się najgorsze sytuacje opisywane przez polskich zesłańców zebranych przez Sebastiana Warlikowskiego w książce „Kołyma”. Szczerze mówiąc, ja, czytając te fragmenty, nie widziałem żadnej różnicy pomiędzy zachowaniem Amerykanów a tym, co robili Niemcy w Auschwitz czy Sowieci na Kołymie. A jest to tym bardziej przerażające, że Stany Zjednoczone powszechnie uważa się za najbardziej cywilizowane państwo na świecie.
Jeśli chodzi o opis historii więziennictwa w Ameryce, żałuję w sumie tylko jednej rzeczy. W ostatniej fazie książki autor przedstawia, jak wyglądało wynajmowanie więźniów do pracy w stanie Arkansas, aczkolwiek jego opowieść kończy się około roku 1975, kiedy stanem zarządzał David Pryor. Oznacza to, że opowieść Shane’a Bauera kończy się, zanim funkcję gubernatora Arkansas objął Bill Clinton, który później wybrany został na 42. prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Na koniec warto wrócić do pytania zadanego na początku. Czy „Amerykańskie więzienie” Shane’a Bauera spełniło moje oczekiwanie odnośnie książki dziejącej się w więzieniu? Odpowiedź brzmi: i tak, i nie. Nie dlatego, że opowieść o układach panujących w więzieniu widziana z perspektywy więźnia pojawia się zaledwie w jednym akapicie, w którym autor opisuje doświadczenia Osiedlaka. A tak dlatego, że jest to pasjonująca historia pełna emocji, niejednoznacznych sytuacji i dylematów, mająca wyrazistego bohatera, z którym chce się sympatyzować. Jest warta polecenia nie tylko pasjonatom historii czy czytelnikom reportaży, ale po prostu wielbicielom dobrych książek.

 

Lukas Koszewski

 

Książka otrzymana w ramach współpracy z wydawnictwem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz