czwartek, 9 czerwca 2022

Recenzja: Marta Maciejewska "1200 gramów szczęścia"

Gdy tylko zobaczyłam zapowiedź na stronie autorki wiedziałam, że muszę ją przeczytać.

To co do mnie przemówiło to fakt, że historia oparta jest na prawdziwych wydarzeniach. Historia w powieści luźno opiera się o przeżycia autorki. To było czuć w każdym spisanym słowie - żal,  smutek, strach czy wewnętrzne rozdarcie. Sama przeżyłam podobną historię ale nie w czasie panowania covid-19. Okres ten odbił się na psychice niejednego rodzica.

Obserwowałam za to na bieżąco batalie, jakie toczyli rodzice, na ze szpitalami w przypadku narodzin małych wojowników.

 Historia nie jest prosta ani usłana różami i przyznam, że brakuje tego typu literatury. Chyba jest to moje pierwsze spotkanie z powieścią obyczajową poruszającą taką tematykę. Zanim zostałam mamą wcześniaka temat był dla mnie odległy i nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Dopiero po fakcie, tak jak u głównej bohaterki, pojawiały się u mnie podobne odczucia. Dlatego nie raz czułam jakbym czytała moją historię.


Postaci zostały napisane w bardzo dobry sposób, tak samo dialogi oraz relacje. Nie są one sztuczne co w znaczny sposób wpływa na odbiór. Główna bohaterka przekonuje się, na kim tak naprawdę może polegać i kto jest prawdziwym przyjacielem. To problemy w życiu często weryfikują, komu na nas zależy i kto pragnie naszego szczęścia.


Mam nadzieję, że książka odbije się głośnym echem w literackim świecie bo naprawdę warto, by informacja o niej dotarła jak do największego grona czytelników. Zwłaszcza gdy zachwycamy się literaturą zagraniczną, mając pod nosem naprawdę dobrze napisane książki. 


Ponadto warto wiedzieć, że część zysku ze sprzedaży autorka przekazuje na rzecz oddziału neonatologii w Zielonej Górze. Bardzo szlachetny cel, a tam każda złotówka jest na wagę złota. W końcu nie jeden pracownik takiego oddziału to stąpający po ziemi anioł.

 

 

Książka otrzymana w ramach współpracy z wydawnictwem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz