środa, 29 czerwca 2022

Recenzja: Gregory David Roberts "Shantaram"

„Shantaram” to powieść, która znalazła już swoje miejsce na polskim rynku wydawniczym. Jej autorem jest Gregory David Roberts. To jedna z tych powieści, które wzbudzają spore kontrowersje wśród czytelników i skrajne wręcz emocje –  „Shantaram” albo się lubi, albo nienawidzi.

 Nie jest to typowy gatunek, po który sięgam najczęściej. Jednak, kiedy książka została wydana po raz pierwszy w Polsce, to bardzo spodobała się mojej ówczesnej szefowej, która była nią zachwycona. Bardzo dużo opowiedziała mi na jej temat, dlatego też, kiedy książka pojawiła się w nowym wydaniu, stwierdziłam, że nadszedł  najwyższy czas, abym i ja po nią wreszcie sięgnęła.

Na samym początku muszę uprzedzić, że książka nie należy do łatwych. Znaleźć w niej możemy  wiele brutalnych scen, dlatego nie jest przeznaczona dla wszystkich. Co ciekawe, autor powieści wykorzystał swoje doświadczenia, aby na ich kanwie stworzyć kreacje  głównego bohatera. Roberts był złodziejem, osobą uzależnioną od narkotyków, kiedy został aresztowany i skazany na dziewiętnaście lat więzienia. W nim długo nie zagościł. Dokonał brawurowej i osławionej ucieczki z więzienia, po czym przedostał się do Bombaju, gdzie rozpoczął życie z jednej strony ciekawe, a drugiej strony pełne kontrastów - od prowadzenia darmowej kliniki w slumsach po pracę dla jednej z największych mafii w mieście.

W powieści występuje wielu obcokrajowców różnego pochodzenia, a także miejscowi Hindusi, co podkreśla bogatą różnorodność życia w Bombaju. Lin, główny bohater powieści,  zakochuje się w Karli, Szwajcarko-Amerykance, zaprzyjaźnia się z miejscowymi artystami i aktorami, dzięki czemu dostaje role statystów w kilku bollywoodzkich filmach, a także zostaje zwerbowany przez mumbajskie podziemie do różnych działań przestępczych, w tym do handlu narkotykami i bronią. Lin trafia w końcu do więzienia Arthur Road w Bombaju. Tam, wraz z setkami innych więźniów, znosi brutalne znęcanie się fizyczne i psychiczne ze strony strażników, żyjąc w skrajnie obskurnych warunkach. Jednak dzięki protekcji bossa afgańskiej mafii, Abdela Khadera Khana, Lin zostaje w końcu zwolniony i rozpoczyna pracę na czarnym rynku wymiany walut i fałszowania paszportów. Podróżując na zlecenie mafii aż do Afryki, Lin trafia później do Afganistanu, gdzie przemyca broń dla mudżahedinów walczących o wolność. Kiedy jego mentor Khan zostaje zabity, Lin uświadamia sobie, że stał się wszystkim, czego nienawidził, i po powrocie do Indii popada w depresję. Postanawia, że musi walczyć o to, co uważa za słuszne, i zbudować uczciwe życie. Opowieść kończy się planem wyjazdu na Sri Lankę, co stanowi podstawę do napisania kontynuacji tej książki.

To, co może przerażać w tej książce jest też objętość, ponieważ w zależności od wydania jest to ponad 800 stron. Jednak pewne elementy wynagradzają wszystko. Przede wszystkim fabuła, zwroty akcji i tempo sprawiają, że książka jest świetna, i bardzo dobrze się ją czyta. To, co mnie ujęło, to przede wszystkim ukazanie innych osób w powieści. To sprawia, że książka skłania do filozoficznych przemyśleń na ten temat.

Trzeba podkreślić, że jest to niesamowita książka, która zaczyna się bardzo interesująco i rozwija się do tego stopnia, że jeśli udało mi się ją odłożyć do północy, nie mogłam się doczekać, kiedy znów zabiorę się za jej czytanie. 

Dodatkowo dobre wrażenie robi też sposób opisania przez autora podróży i jego niesamowitych przeżyć w Indiach. Można powiedzieć, że czasem zapierało mi dech w piersiach.

Książkę polecam serdecznie wszystkim czytelnikom, którzy lubią literacko eksperymentować. Na pewno się nie zawiedziecie.

 

Ewelina Karwowska

Moja ocena 8/10

 

Książka otrzymana w ramach współpracy z wydawnictwem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz