Strony

piątek, 30 września 2022

Recenzja: Diana Gabaldon "Tchnienie śniegu i popiołu"

 

Kolejne 1250 stron za mną, a to oznacza zbliżający się koniec serii Diany Gabaldon „Obca”, którą mogę dla Was recenzować przy współpracy stowarzyszenia „Polacy nie Gęsi” z wydawnictwem „Świat Książki”.

Część szósta, czyli „Tchnienie śniegu i popiołu" ukazuje nam losy głównych bohaterów Jamiego i Claire, a także Brianny, Rogera i ich syna oraz pozostałego klanu Fraser'ów w przededniu Rewolucji Amerykańskej, która jak wiemy z historii doprowadza do powstania Stanów Zjednoczonych Ameryki.W tym tomie czytamy o wydarzeniach na przestrzeni lat 1773 do 1776, sceny codziennego życia naszych ulubionych bohaterów mieszają się z informacjami o coraz częstszych zamieszkach nie tylko w Karolinie Północnej, gdzie znajduje się posiadłość Fraserów, ale również w Bostonie i w innych stanach. Gubernator wymaga od Jamiego posłuszeństwa wobec Wielkiej Brytanii i wzywa go do tłumienia powstań będących zagrożeniem dla Korony oraz jej obywateli. Ten jednak świadomy co wydarzy się za kilkanaście miesięcy jest rozdarty między obowiązkiem, a rozumem.

Autorka nie pozwala naszym bohaterom na spokojne życie, zapewne dlatego, by móc opisywać nam kolejne tomy. Jednakże widzę pewien powtarzający się wzór budowania napięcia, który jak sinusoida opada by móc za chwilę wybić ostro w górę. Kiedy już myślimy, że Claire i inni tyle wycierpieli i należy im się zasłużony spokój wydarza się coś, czego kompletnie się nie spodziewaliśmy. Inni podróżnicy w czasie, porwania, gwałty czy morderstwa opisane szczegółowo, czasem wręcz naturalistycznie przez panią Gabaldon.
Tom szósty nadal pozostaje rozciągnięty pod kątem obszerności, czyta się go jednakowoż lepiej niż „Ognisty krzyż”, możliwe, że spowodowane jest to faktem utrzymywania czytelnika w napięciu zbliżającej się rewolucji, a może dlatego, że jesteśmy coraz bliżej 1776 roku. Jeżeli dobrze pamiętacie z poprzednich tomów Brianna z Rogerem odkryli zapiski o pożarze posiadłości Fraserów, która miała miejsce właśnie w 1776. To właśnie powoduje, że spędzamy kolejne godziny nad kolejnymi stronami serii, a autorka w pewien sposób nam to wynagradza domykając wątki będące otwarte w poprzednich częściach tak jak na przykład ten Brianny i Stephena Bonneta. Końcówka książki wyraźnie przyspiesza i mam nadzieję, że taki będzie trend autorki na kolejny tom ponieważ mimo całej mojej sympatii tom piąty i momenty „Tchnienia…” były zbyt rozwleczone, a= niektóre z opisów czy scen kompletnie zbędne. Ja sama czytając kolejne części serii mam momenty, gdy nie mogę się od książki odciągnąć lub takie w których mam problem po nią sięgnąć i to chyba obrazuje najlepiej, że twórczość Pani Gabaldon się kocha albo nie. Tym samym Wam pozostawiam decyzję o sięgnięciu po sagę, a ja ruszam z „Koszem z kości” i czekam na Wasze opinie.

Agata Roszak



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz