piątek, 2 września 2022

Recenzja: Collen Hoover "Wszystkie nasze tajemnice"

Książkę „Wszystkie nasze obietnice ” autorstwa Colleen Hoover dostałem z polecenia i była ona dla mnie początkiem czegoś niezwykłego, czegoś, co zaczęło się u mnie dawno, dawno temu. Mianowicie chęć poznania i wniknięcia do romantycznego świata literatury. Literatury, która dla większości wydawnictw kojarzona jest głównie z płcią piękną. A przecież nie wszystkie kobiety czy mężczyźni mczytają wybrane dla nich gatunki literackie. Prawda? No właśnie.
Przed tą książką miałem jedynie styczność z literaturą fantasy czy przygodową, natomiast romantyzm jaki mogłem doświadczyć był jedynie w filmach czy serialach. Ale przyznam się, że od małego, stety albo niestety, jestem bardziej wrażliwy co może budzić kontrowersje w stosunku do moich rówieśników oglądających chociażby zamiast filmów romantycznych walki FAME MMA.

Autorka słynąca ze swojej otwartości krocząca z dystansem przez ten pełen nienawiści świat stworzyła parę „prawie” idealną, bo umówmy się - nie ma idealnych osób. Stara się pokazać, że mimo przeszkód warto stanąć na moment i zadać sobie pytanie, a w zasadzie dwa…

Czego chcemy tak naprawdę od siebie i dlaczego, mimo tych problemów,

dalej kroczymy przez świat ramię w ramię - razem?

Historia Quinn i Graham rozpoczyna się w momencie utraty swoich partnerów życiowych, z którymi łączyło ich wiele wspólnych chwil. Co więcej, sami nie mogli początkowo w to uwierzyć, ale taki jest los…, bo miłość nas po prostu sama wybiera i nie mamy na to wpływu. Ten ciężki dla nich okres splata ich drogi razem, raz jest lepiej a raz gorzej. Są momenty smutku, zwątpienia, ale i radości. Wspólnie także planują założenie dużej rodziny, wzajemnie się kochającej i wspierającej. Niestety sprawy zaczynają się komplikować co powoduje wzajemną niechęć do siebie. Zaczyna także dominować rutyna - spanie, jedzenie i igraszki, co mocno dołuje Quinn. Myśli, że wie czego Graham tak naprawdę potrzebuje do szczęścia, ale ona nie może mu tego dać… Wybawienie, bo tak chciałbym to opisać, przychodzi znikąd - jest szkatułka, do której oboje, a jednak osobno dali coś, co tak naprawdę jest w stanie zwyciężyć wszystko - prawdziwych siebie, a zarazem takich jacy są bez ściemniania.

Nasuwa mi się tylko kolejnych kilka pytań, czyli…

Jak to wszystko się zakończy? Jak rutyna ich zmieni? Czy rutyna zniszczy ich małżeństwo?

… a odpowiedzi są tak naprawdę zawarte w książce - wystarczy po nią sięgnąć i zgłębić się w historię Quinn i Grahama, która we mnie wzbudziła sporo emocji, lecz były to emocje kontrowersyjne bym powiedział. Z jednej strony była to historia romantyczna, ale z drugiej wzbudza taką niechęć i obojętność nie tylko wobec bohaterów.

Trochę wstępu, zarys fabuły, ale czy ta książka jest ładna? Niby spójna, ale nie do końca. Niby ładna, ale nie do końca. Kolorystycznie wszystko pasuje i brąz oddaje bierność w książce, beże przypominają mi o Quinn i jej bezsilności w pewnych momentach. Fanem umieszczania postaci nie jestem, bo to trochę nakierowuje wyobraźnię czytelnika w którym kierunku ma iść - to nie jest dobrze.

Często zastanawiałem się czy czytanie tej książki ma sens i wiecie co… odpowiedź brzmi tak. Każdy tak naprawdę znajdzie w niej coś dla siebie, jeśli wie czego chce.

 

Kamil Węgrzyn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz