Strony

wtorek, 9 listopada 2021

Recenzja: Mick Herron "Martwe lwy"

Mick Herron to autor thrillera szpiegowskiego. „Martwe lwy” to pierwsza powieść tego autora, którą przeczytałem, ale nie pierwsza, którą Herron napisał. Tym samym seria „Slough House” zyskała rozgłos, bo autor udowodnił, że zna się na swoim fachu pisarskim. Udowodnił, że jego książki są godne nagrody „Złotego Sztyletu” Stowarzyszenia pisarzy literatury kryminalnej.

Wielka Brytania to kolebka szpiegów, nurt thrillerów szpiegowskich jest tutaj bardzo silny. Co za tym idzie, nie tylko James Bond jest w Brytanii  powszechnie doceniany i szanowany.

Myślę, że Anglia od zawsze przyciągała do siebie ciekawe szpiegowsko-kryminalne historie. Na świecie powstaje wiele interesujących szpiegów, ale nie każdy potrafi wznieść się na wyżyny i brnąć w historię tak sprawnie jak Dickie Bow czy Jackson Lamb. Co ciekawe tym razem historię odgrywają zdegradowani szpiedzy.

W czasach piratów czy korsarzy za bunt na statku odrywano mankiety marynarki co było znakiem, że ta osoba się zbuntowała. Co za tym idzie takie osoby nie były później mile widziane, bo to była swego rodzaju kara za złe zachowanie.

Tak samo jest z byłymi szpiegami… Gdy służą, spełniają swoją rolę jak należy, gdy coś pójdzie nie po ich myśli i taki Bond popadnie w niełaskę M to ciężko potem wrócić z tarczą w ręku. 

W powieści jednym z pierwszych bohaterów na których skupia się historia jest Dicky Bow. Emeryt. Były agent brytyjskiego wywiadu z czasów zimnej wojny. Niestety wkrótce zostaje znaleziony martwy…w miejskim autobusie. Aż trudno uwierzyć, że w autobusie nikt wcześniej go nie odnalazł, bo kto w sumie ma czelność patrzeć na pasażerów, oprócz kanarów, ale ci chcą bilet, a nie dowód na trupa. :P  

Sprawa nabiera tempa, gdy na własne ryzyko dochodzenie bierze Jakson Lamba, który nie jest przekonany czy to było samobójstwo czy zamach na życie. Sprawa jest na tyle nie typowa, gdyż ekipa ze „Slough House” otrzymuje niezwykłe zadanie opieki nad jednym z rosyjskich oligarchów, który pamięta czasy zimnej wojny.

Historia od pierwszych stron powoli rozkręca się i sprawia, że czytelnik nie może oderwać wzroku od tego co aktualnie się wydarza. W książce mamy losy kilku bohaterów, co za tym idzie informacje napływają do czytelnika z każdej strony, bo każdy nowy członek „zespołu” skupia się na swojej osobie, ale i dodaje nowe fakty do obecnie postawionych tez.

„Martwe lwy” to dobra kontynuacja „Kulawych koni”, co ciekawe historia z tomu 2 nie sprawiła, że czułem się zagubiony nie czytając wpierw tomu 1. Myślę, że jest to bardzo dobra seria, z potencjałem do dobrego serialu oraz z oczekiwanym finałem serii jakim będą „Prawdziwe Tygrysy”.


Bartosz Brożek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz