czwartek, 14 października 2021

Recenzja: Magdalena Wala "Splątane losy. Zanim zapomnę"

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Pascal w moje ręce trafia kolejna i ostatnia z trylogii książka Magdaleny Wali "Splątane losy. Zanim zapomnę."

Tym razem po raz ostatni mamy okazję gościć w Zaborzu. Autorka przybliża nam postać Mai, która przed laty zraniona nie potrafi ponownie związać się z żadnym mężczyzną. Podczas jednej ze szkolnych wycieczek w jej ręce trafiają tajemnice listy pisane podczas wojny z Walddorf. Zaintrygowana postanawia je przeczytać. Nieświadoma tego jaką tajemnicę odkryje. Dodatkowo okazuje się, że ktoś wykupił Piekielny Dwór. Tym kimś okazuje się jej przyjaciel Łukasz. Czy Maja ponownie otworzy swoje serce na miłość? Czy dowiemy się w końcu dlaczego dwór zyskał taką nazwę a nie inną? 

Tak jak w dwóch poprzednich tomach mamy podział na dwie bohaterki, które coś łączy ale żyły w różnych czasach.  Z jednej strony jest Maja (nauczycielka), która ma problem z otwarciem się na nową miłość a z drugiej B. przyłapana na nauczaniu zostaje wysłana do swojego piekła na ziemi. 

Wojna nie była lekkim czasem dla nikogo i to po raz kolejny pokazuje Magdalena Wala.  W tej książce spotykamy się z obrazem samego Walddorf. Dowiadujemy się skąd pochodzi jego nazwa oraz wszystkie niedomówienia z poprzednich tomów zaczynają się wyjaśniać.

To co sam właściciel dworu wraz z towarzyszami pod pretekstem badań robił kobietom przechodzi ludzkie pojęcie. Regularne gwałty, brak wolności i zmuszanie do rodzenia dzieci oprawcom.  Niezrozumiałe jest dla mnie to, że mimo krzywd jakie otrzymały i tego co przechodziły często nie otrzymywały zrozumienia i wsparcia od najbliższych. 

Obie bohaterki to nauczycielki. Autorka pokazuje jak sama chęć do pogłębiania wiedzy zmienia się na przełomie kilkudziesięciu lat. Podczas wojny głód wiedzy i strach przed zapomnieniem były silniejsze niż złapanie przez gestapo. Wręcz przeciwnie motywowało młodych do nauki.  Obecnie młodzi całkowicie inaczej podchodzą do życia i nauki. Wartości się zmieniają  i zapominają o tym co było myśląc, że ten koszmar nie ma prawa się powtórzyć. Oby. 

"Życie w pewnym sensie jest długą podróżą, podczas której spotyka się różnych ludzi. Kiedy znajdziesz dobrego towarzysza, staje się prostsze. I szczęśliwe."

 W książce mamy przybliżony obraz czystek rasowych nie tylko wśród Polaków czy Żydów. Do mordowania nowonarodzonych dzieci dochodziło również wśród Niemców. Nie tolerowali narodzin chorych, nie aryjskich i zdeformowanych dzieci. Takich zwyczajnie się pozbywali i mordowali. Żyli w przekonaniu że czystość rasy jest najważniejsza w imię III Rzeszy. 

Mamy również obraz drugiej strony medalu. Gdy podobno wrogi Niemiec z chęcią udziela pomocy i schronienia niż rodak i najbliższa rodzina. W tym miejscu nasuwa mi się jedna myśl. Że nie jest ważne w jakim kraju/kulturze się urodziliśmy ale to jacy jesteśmy. 

Dzieki tajemniczym listom Maja przez każde kolejne kartki książki zmienia się i postanawia postawić wszystko na jedną kartę i zaryzykować. Ma nadzieję, że dlugoletnia przyjaźń będzie silną podstawą dla ich budzącego się uczucia. 

Jest to wzruszająca opowieść o miłości, przyjaźni, nadziei, smutku i walce o kolejny dzień. Jak przypadki po wielu latach na nowo scalają rodzinę. Autorka jasno daje do zrozumienia, że bez względu z jakiej rodziny pochodzimy nie możemy oceniać się przez pryzmat naszych pradziadków a nawet rodziców.  Każdy z nas jest wyjątkowy i sam pisze swoją własną historię.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz