wtorek, 12 października 2021

Felieton: Książki. Kochać, czy nie kochać?

Ciężko zbadać i stwierdzić, w jaki sposób czytanie książek staje się pasją. W którym momencie to staje się pasją, a może nawet miłością? Co ma na to wpływ? Skoro spada poziom czytelnictwa to czemu rynek wydawniczy zalewa nas nowościami? Ostatnie lata stawiają przed czytelnikami wyjątkowo trudne wyzwania, a najtrudniejszym jest zakochać się w książkach.

Bo oto są ludzie tacy jak ja. Jednym z moich pierwszych wspomnień z dzieciństwa są rodzice siedzący każdy w swoim fotelu, czytający książki. Mama zawsze kojarzyć mi się będzie z mieszaniną literacką – trochę obyczajówki i romansów, trochę faktu, trochę thrillera i kryminału. Tata to zawsze ten człowiek ze starym, wybitnie wymiętolonym wydaniem którejś części Trylogii Sienkiewicza z lat 70., poplamionej pomidorówką i czym tam jeszcze można. Pamiętam rodziców, którzy w każdej wolnej chwili starali się przeczytać choć stronę lub dwie. Pamiętam kolorowe regały w bibliotece i całe mnóstwo książek, które były dla mnie tajemnicą, bo nie umiałam czytać. Do czasu.

Choć ja sama próbuję podobną wizję zaszczepić swoim dzieciom, czytam z synem wieczorem, to wiem, czuję gdzieś w głębi serca, że to nie jest ten sam „gatunek” czytelnika co ja. Mnie skusiła wizja tajemnicy, którą kryją książki, a do której tak ciągnie rodziców. W telewizji było kilka kanałów, na starym Pegasusie kilka gier i właściwie jeśli nie miałeś wyobraźni, to się nudziłeś. Moje dzieci to zupełnie inne pokolenie – takie, które ma dostęp do setek bajek i animacji, kanałów na YouTube i muzyki, gier na telefonach, tabletach i komputerach. Wszystko podane jak na tacy, na dobrą sprawę nie musiałyby się nawet bawić, bo cała ich rozrywka przenosi się na ekrany. Jeśli nie zakochają się w jakiejś konkretnej książce, dołączą do grona ekranowców.

Jest ten drugi typ czytelnika – takiego, który zakochał się w jakiejś książce, więc poszukiwał podobnych, i metodą prób i błędów odnalazł swoje miejsce w świecie literatury. Dla wielu z Was taką książką wiele lat temu był na przykład Harry Potter, który w czasie gdy na bieżąco był wydawany, rozbijał rankingi czytelnicze wśród dzieci. Grono czytelników, którzy się zakochali jest moim zdaniem szersze, niż tych u których jest to tak jakby...wrodzone. Niektórzy z nas po prostu potrzebowali impulsu, światłości która spłynęła na nich gdy sięgnęli po powieść, która do nich przemówiła.

Trzeci typ czytelnika „niechcem ale muszem” to typowy przykład człowieka, którego do czytania zniechęciła instytucja, która paradoksalnie powinna go do tego zachęcić. Szkoła. Tak, wiecie o czym mówię. O lekturach niedopasowanych do wieku dzieci i młodzieży. O grubych tomiszczach starych powieści, które facetka zadała do przeczytania, a przecież jeszcze nauczyć się trzeba na matę, histę, angola i inne przedmioty. Pewne pozycje w spisie lektur zdecydowanie wymagają zmian. Być może czytelników byłoby więcej gdyby nie przestarzały system, zmuszający uczniów do czytania na siłę. Nie mówię tu o resecie całej listy lektur, broń nas Gąsko Polska przed tym, a jedynie o aktualizacji. Takiej, która mogłaby odwrócić podejście dzieci i młodzieży do książek.

Szeroki rynek wydawniczy ma więc ogromną rolę do zagrania, staje bowiem w roli Amora, który swoją strzałą sprawi, że ktoś zakocha się w książkach. Rynek ten jednak musi być tak różnorodny, ponieważ czytelnicy obecni i przyszli też są zróżnicowani. Niektórzy zaczytują się w klasyce, niektórzy w komiksach, niektórzy w erotykach a jeszcze inni w fanfikach. Czy się to komuś podoba czy nie ( a mi byle jakie pisarstwo i czytelnictwo nie pasuje), rynek dostosowuje się do odbiorców, dlatego lepiej sprzedają się kryminały i romanse niż książki noblistów. Czy to jest złe?

Trzeba by odseparować przede wszystkim poziom czytelnictwa od jakości czytelnictwa. Być może poziom wcale nie jest tak niski jak pokazują to statystyki robione przez agencje, a jedyny spadek jaki odczuwamy to spadek jakości? Czy do rankingów liczą się te książki, które kupujemy na pchlich targach, licytujemy na Allegro, odkrywamy w biblioteczkach babć, a które z różnych źródeł lądują na naszych regałach?

Rankingi nie są moim zdaniem wymierne, one są bardzo mocno oparte na wartościach szacunkowych i sprzedażowych. Najważniejszą misją dla tych z nas, którzy kochają książki i chcą, aby inni też je kochali jest okazanie wsparcia. Warto zachęcać do czytania i do tworzenia, pobudzania wyobraźni. Nie tylko dzieci, choć wiele akcji opiera się na aktywizacji tych najmłodszych czytelników. Dawno już zostawiliśmy za sobą te wieki w historii, gdzie za książkę mogłeś kupić wieś. Dlatego promujmy miłość, miłość do książek i literatury, jakakolwiek ona nie jest. Choć pewnych rzeczy osobiście wolałabym nie promować, to wiecie – opinia jest jak d**a i każdy ma swoją!

- Monika Banaszyńska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz